Dziennik "Fakt" dotarł do świadków dramatycznej akcji ratunkowej ciężarnej kobiety we Włocławku. Przejmujące sceny rozegrały się w tamtejszym szpitalu w połowie lutego. Sprawa jednak dopiero teraz wyszła na jaw. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci kobiety w ciąży.
Czytaj także: "To kamień milowy ws. śmierci Izabeli". Jest nowa decyzja dotycząca lekarzy 30-latki
Jak ustalili lokalni dziennikarze, zmarła kobieta to 34-latka. Była w siódmym miesiącu ciąży. Niestety, lekarzom nie udało się uratować także jej dziecka. Pogrzeb miał odbyć się w środę 21 lutego na cmentarzu w Bobrownikach w województwie kujawsko-pomorskim. Dyrekcja szpitala potwierdziła w rozmowie z mediami, że w szpitalu doszło do zgonu pacjentki.
– Miała miejsce podobna sytuacja. Jest prowadzone postępowanie wyjaśniające przez prokuraturę. Nie jesteśmy w stanie potwierdzić tego, czy dziecko zmarło u nas, czy nie żyło już wcześniej. Natomiast pacjentka zmarła. Powody medyczne były bardzo poważne. W związku z tym, że jest to sprawa wątpliwa, prowadzone jest postępowanie wyjaśniające – powiedziała w rozmowie z portalem naszemiasto.pl Karolina Welka, dyrektorka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku.
Śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa we Włocławku, ale zostało przekazane do Prokuratury Okręgowej. Wszystko wskazuje na to, że sprawę będą badać śledczy z innego regionu Polski, być może z Gdańska. – Przeprowadzono sekcję zwłok, czekamy na wyniki. Gromadzona jest dokumentacja medyczna, część jest już zabezpieczona. Rozważane jest przekazanie sprawy do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku – przekazał prokurator Arkadiusz Arkuszewski z Prokuratury Okręgowej we Włocławku.
Na razie nie są znane bliższe szczegóły dotyczące kobiety i dziecka. – Postępowanie prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci kobiety – poinformował prok. Arkadiusz Arkuszewski. Dodajmy, że zakres postępowania dotyczy również błędu w sztuce medycznej. Jak ustaliły nieoficjalnie lokalne media, przyczyną śmierci kobiety mógł być zator. Młodą matkę przewieziono do szpitala karetką. "Tego dnia pechowo byłem w szpitalu jako pacjent. Nie byliście i nie widzieliście całej akcji. Nigdy nie widziałem tak zbitego personelu po tej śmierci. Personel latał ciągle z jakimś sprzętem. Niesamowita tragedia dla rodziny, ale jeśli to faktycznie zator to szanse na ratunek są nikłe..." – opisał jeden z Internautów, który był świadkiem tragedii.
Dziennik "Fakt" dotarł do kobiety, która tego samego dnia była na tym samym oddziale w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Włocławku. Odwiedzała córkę, która była wtedy pacjentką na patologii ciąży. – Zawołali moją córkę na usg, po kilku minutach lekarz, który zabrał ją na to badanie, biegł i wolał: "szykujcie salę, będzie cesarskie cięcie, zatrzymanie akcji serca, 28 tydzień". Po chwili na korytarzu zebrały się pielęgniarki i lekarze... Wszyscy biegali i szykowali się do operacji, był respirator... inkubator i inne sprzęty – mówiła w rozmowie z "Faktem" pani Marta. – To było w poniedziałek 12 lutego ok. godz. 11. Dalej nie wiem, co się działo, ponieważ poprosili nas abyśmy weszli do takiego pokoju dziennego pobytu i zamknęły drzwi. Słychać było tylko, jak ktoś biega po korytarzu, to było przerażające – dodała rozmówczyni "Faktu".