– Wszystko odbyło się w ciągu 20 minut, akurat w przerwie na lunch. Trzeba było wrócić do biurka, zdać rzeczy, spakować się i wyjść, wszystko do godz. 13. Niektórym zajęło to 15 minut, szok, panika, strach i ogromny stres – relacjonował całą sytuację w rozmowie z serwisem Money.pl jeden z pracowników Aptiv. Kolejny pracownik zwrócił uwagę, na to, że niby chodziło o restrukturyzację, zmiany, oszczędności, jak argumentowano falę zwolnień, ale zaznaczył, że w przypadku jego firmy było to "niehumanitarne".
Aptiv, który ma siedzibę w Dublinie, to producent części dla przemysłu samochodowego. Zatrudnia ponad 200 tysięcy osób w 50 krajach. W Polsce chodzi o ponad 5,5 tysiąca pracowników w Krakowie, Gdańsku i Jeleśni. W Centrum Technicznym Aptiv pracuje ponad 2,5 tys. inżynierów i kilkuset specjalistów. Po wszystkim pracownicy założyli związek zawodowy OPZZ Konfederacja Pracy. I jak podali związkowcy, od teraz wszelkie zmiany w zakresie prawa pracy będą podlegały konsultacji z reprezentacją związkowców. A przecież sektor nowych technologii, a w takim działa Aptiv, nie jest kojarzony ze związkami zawodowymi. O sprawie pisze Money.pl.
A jak na całą sytuację zareagowała firma? Gdy o zwolnieniach zrobiło się głośno w mediach, przekazała, że kontynuuje optymalizację swoich podstaw biznesowych i koncentruje inwestycje w obszarach, które będą wspierać klientów z różnych branż w zasilaniu przyszłości definiowanej przez oprogramowanie". "Proces zmian rozpoczął się w styczniu i objął działania w zakresie zwolnień grupowych, zainicjowanych zgodnie z polskim prawem pracy. 19 lutego wypowiedzenia zostały wręczone części pracowników stosownie do obowiązujących przepisów. Tego samego dnia pracownicy otrzymali urlopy oraz zostali zwolnieni z obowiązku świadczenia pracy" – dodała firma. Aptiv przekazał jeszcze, że "zobowiązuje się do wsparcia pracowników przez cały okres przejściowy i będzie oferować pakiety odpraw, które są zgodne z rynkiem, w tym kontynuację świadczeń".