Kebab to bez dwóch zdań jedna z ulubionych potraw Polaków. Niektórzy nie wyobrażają sobie bez niej życia lub przynajmniej powrotu z imprezy. Turcy chcą chronić swój skarb narodowy i oficjalnie zarejestrować go w Unii Europejskiej. Nie podoba się to Grekom, którzy uważają, że to oni wynaleźli to danie, które u nich nazywa się gyros.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Baraninę upakowaną z surówką w tortilli kupimy na całym Starym Kontynencie. Turkom najwyraźniej nie podoba się popularność tej potrawy i obawiają się, że wszyscy zapomną, skąd naprawdę pochodzi.
Jest też o co walczyć, bo wartość kebabowego rynku w Europie szacuje się na 3,5 miliarda euro (i pewnie Polska ma w tym spory udział). Powodów może być wiele i nie musi chodzić tylko o kasę, ale i dumę.
Na marginesie dodam, że kilka lat temu polscy górale walczyli m.in. ze Słowakami o nazwę oscypka. I wygrali. Oscypki są polskim produktem regionalnym chronionym przez prawo unijne. Uzyskały status Chronionej Nazwy Pochodzenia (PDO).
Döner kebab stanie się chronioną potrawą regionalną w UE? Tego chce Turcja
Możliwe więc, że niedługo podobnie będzie z kebabem, a konkretnie "döner kebabem" (bo samo "kebab" to nazwa kilkudziesięciu różnych potraw mięsnych). Tylko potrawy przyrządzane według konkretnej receptury i w konkretny sposób będą mogły się tak nazywać, a pozostałe będą podróbkami.
– Naszym celem jest uczynienie döner kebabu światową marką, ochrona go we wszystkich krajach świata i uczynienie każdego miejsca, w którym jest serwowany symbolem kultury, którą reprezentuje – powiedziała cytowana przez "Wyborczą" Ihlas Huriye Ozner. To szefowa UDOFED, federacji zrzeszającej producentów dönera.
"Wyborcza" wyjaśnia, że döner kebab to znane nam wszystkie danie robione z mięsa kręcącego się na pionowym ruszcie - dönmek to właśnie po turecku "obracać się". Huriye Ozner uważa, że żeby coś było prawdziwym döner kebabem, powinno być przygotowane w tradycyjny sposób i mieć określony skład.
I tutaj też zaczynają się szczegóły, do których trzeba się będzie dostosować, by móc używać tej nazwy (o ile będzie zastrzeżona). Określone może być nawet konkretne narzędzie używane do krojenia mięsa czy nawet grubość plasterków mięsa wołowego i jagnięciny (3-5 mm) czy kawałków kurczaka (1-2 cm).
Inni też mają swoje "döner kebaby". Grecy mają gyros, a Niemcy Berlin döner
To rzecz jasna jest nie na rękę osobom prowadzącym takie budki i restauracje, ale wiadomo, że polska (i nie tylko) myśl przedsiębiorcza znajdzie swoje patenty na ominięcie unijnych wytycznych (jak z "szampanami" i innymi regionalnymi specjałami). Co innego jest w przypadku Greków.
Wbrew powszechnemu mniemaniu, twierdzą, że ta potrawa to właśnie ich dobro narodowe. I choć gyros może nam się inaczej kojarzyć (np. z sałatką), to faktycznie taki oryginalny jest przygotowywany w podobny sposób.
Stąd w mediach greckich możemy przeczytać, że "Turcja wypowiada wojnę kebabom". Mało tego: również Niemcom nie podoba się inicjatywa, bo przecież stolica naszych zachodnich sąsiadów to europejskie zagłębie kebabów. "Wyborcza" zauważa, że "Berlin döner" jest wręcz przez nich uważane za potrawę narodową.
Turcy podpierają się rycinami z XIX wieku, na których przedstawieni są kucharze przygotowujący döner kebab czy rękopisem z 1546, gdzie opisane było przygotowane dönera na pionowym ruszcie. Uważają, że trafił do Europy, a konkretnie... do Grecji w 1922 roku w ramach "wymiany ludności" (czyt. na wojnie).
Według dziennikarzy to jednak może być za mało, by trafić na listę PDO. Kolejny problem to, fakt, że potrawa nie wywodzi się z tylko jednego, konkretnego regionu (jak właśnie oscypek). Kiedy poznamy decyzji UE? Raczej dopiero po wakacjach.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.