Bałtyk często zmienia kolor - zależy to od np. poziomu zachmurzenia czy zakwitu sinic. W tym drugim przypadku woda przybiera jednak zieloną barwę. Teraz jednak nasze morze jest żółte przy brzegu. Co to oznacza i czy jest niebezpieczne?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ostrzeżenia przed sinicami w Bałtyku zwykle pojawiają się w czerwcu i lipcu (najczęściej na przełomie tych miesięcy). Na informacje o tych toksycznych bakteriach jeszcze przyjdzie pora. Woda przy brzegu Bałtyku ma obecnie żółty, a w niektórych miejscach nawet zielonkawy kolor.
Czyżby zagrożenie pojawiło się wcześniej? A może ktoś wylał do morza niebezpieczne substancje chemiczne? Nic z tych rzeczy. Okazuje się, że to zupełne naturalne zjawisko i jest całkowicie bezpieczne, a wręcz prozdrowotne. Chyba że akurat jesteśmy uczuleni na pyłki... sosny.
Woda przy brzegu Bałtyku jest żółta przez pyłki sosny. Są bezpieczne i robią dobrze dla zdrowia
Bałtyk pożółkł właśnie przez sąsiedztwo sosen. Drzewa rosną nieopodal morza, a ich okres pylenia przypada właśnie teraz (od początku maja do połowy czerwca).
Charakterystyczny osad możemy zobaczyć na karoseriach domów, elewacjach domów... po prostu wszędzie tam, gdzie spotkamy lasy z sosnami. Wyjaśnienie i filmik znad polskiego morza znajdziemy na facebookowym profilu "Na Mierzeję".
"W tym roku wcześniej niż zwykle rozpoczął się okres pylenia sosen, których tysiące rosną tuż obok plaż Mierzei Wiślanej. Pyłki sosen nie są szkodliwe, a niektórzy twierdzą, że są źródłem zdrowia. Według tradycyjnej medycyny chińskiej pyłek sosnowy pomaga zachować energię, młodzieńczą formę i długowieczność. Medycyna chińska zaleca pyłek sosny jako środek regenerujący wątrobę, wzmacniający serce i płuca" – czytamy.
Jedyną wadą kąpieli w takim morzu (oprócz wspomnianych problemów z alergią) jest to, że po wyjściu z wody pozostanie na naszym ciele osad z rozmoczonych pyłków. Jeśli nam to nie przeszkadza, to bez obaw możemy zamoczyć stopy, a jeśli jesteśmy zahartowani (morze jeszcze jest zimne), to nawet i popływać.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.