Dokładnie 38 lat temu, 26 kwietnia 1986 roku, miała miejsce katastrofa w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Wszyscy znamy tę historię, ale co roku w rocznicę tej niepowetowanej tragedii pojawiają się nowe, mniej znane fakty. Ilu bowiem z was wiedziało, że przy likwidowaniu skutków eksplozji służył czarnoskóry żołnierz, Igor Chiriak? Mężczyzna żyje do dziś i niedawno opowiedział swoją historię.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O czarnoskórym likwidatorze dowiedzieliśmy się dość przypadkowo przy okazji premiery głośnego serialu HBO "Czarnobyl". Pewna brytyjska scenarzystka, Karla Marie Sweet, została wyśmiana, bo oburzyła się, że w produkcji występują sami biali aktorzy. Jej post został nazwany "lewicowym wymysłem" i absurdem.
Nie wiemy, czy zdawała sobie z tego sprawę, ale jej wymagania nie były aż tak bardzo od czapy, a serial o Czarnobylu z czarnym aktorem nie byłby tak kontrowersyjny jak np. "Królowa Kleopatra" Netfliksa. Wiemy bowiem, że w radioaktywnej zonie pracował przynajmniej jeden człowiek o innym kolorze skóry niż biała.
W Czarnobylu służył czarnoskóry likwidator. Niezwykła historia Igora Chiriaka
Odszukał go ukraiński serwis "theBabel", a on sam podzielił się zdjęciami na vKontakte (rosyjski odpowiednik Facebooka). To Igor Chiriak (transkrypcja z ros. Igor Khiryak), który urodził się 31 stycznia 1966 roku w rosyjsko-ukraińskiej rodzinie. Swój wygląd odziedziczył po dalekich przodkach ze strony rodziny matki.
Do wojska został zaciągnięty, gdy miał zaledwie 19 lat i niedługo później wrzucono go na głęboką wodę. To miały być tylko "ćwiczenia", ale już drugiego dnia po eksplozji jego pułk trafił do strefy wykluczenia. Pożar w IV bloku reaktora już został wtedy co prawda ugaszony, ale dobrze wiemy, że cały obszar był skażony promieniowaniem.
Igor już wtedy miał świadomość, że grozi mu niebezpieczeństwo, ale cóż, służba nie drużba. – Może w środku czułem niepokój, ale się nie bałem. Trzeba było wykonać tę pracę i wszyscy ją robili – przyznał potem w wywiadzie dla sputnik.news.com. Czym dokładnie się zajmował? Pracował m.in. przy budowie mostu do ewakuacji.
"Igor opisał, że na początku razem ze swoimi współtowarzyszami musiał zorganizować przeprawę przez rzekę Prypeć, którą potem ewakuowano sąsiednie wioski na Białorusi. Później musieli również zbliżyć się do samego reaktora" – pisało NaTemat.
Chiriak relacjonował, że sam podszedł do niego na odległość około stu metrów w celu załadowania trzymetrowych fragmentów betonowych płyt, które posłużyły jako wzmocnienie mostu na kanale obwodowym w elektrowni" – czytamy dalej w artykule.
Igor Chiriak również odczuł skutki promieniowania, ale udało mu przeżyć. Teraz ma 58 lat
Pracowali w trudnych warunkach nie tylko związanych z promieniowaniem. Początkowo mieli na sobie kombinezony ochronne i maski gazowe, ale potem dowództwo pozwoliło im zostać w samych mundurach.
– W kombinezonach przy 25 stopniach jest bardzo gorąco, wszystko jest wilgotne, gromadzi się pot, w masce też jest woda, nie można oddychać, gdy pracuje się cały dzień – wyjaśniał Igor.
Po wszystkim, jeszcze w 1986 roku, został nagrodzony przez pułkownika Iwana Jazowskiego nagrodził Chiriaka dyplomem z podziękowaniami za "wzorcowe wypełnienie długu wobec ojczyzny". Również i tym dokumentem pochwalił się w sieci.
Wielu czytelników zastanawia się teraz, czy doświadczył skutków radioaktywnego wybuchu. – U mnie to chyba miało wpływ na pamięć. Cóż, ciśnienie podwyższone... – odpowiadał wymijająco w jednym z wywiadów. "Newsweek" podaje też, że w rozmowie ze "Zwiezdą" przyznał, że został poparzony, a z czasem urósł mu duży guz.
Igor Chiriak ma obecnie 58 lat, syna i jest na emeryturze. Kiedy przeprowadzano z nim wywiady w 2016 roku, mieszkał w Czerepowcu na północy Rosji. Jest członkiem grupy komediowej Amsterdam i bierze udział w rekonstrukcjach historycznych bitew.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.