Nastolatki znalazły groźny sposób na robienie jaj z kolegów. Nazywa się to "jehowing"
Parę miesięcy temu popularny wśród młodzieży było pełzanie po galeriach handlowych, by nagrywać potem filmiki na TikToka. Wydawało się to nieszkodliwe i wiele osób miało z tego niezły ubaw, ale pracownikom sklepów wcale nie było do śmiechu i często nawet nie wiedzieli, jak reagować.
Teraz mamy do czynienia z zupełnie innym zjawiskiem. Pisze o tym portal Niebezpiecznik.pl m.in. zajmujący się cyberbezpieczeństwem. Jeden z jego czytelników powiadomił dziennikarzy, że uczniowie szkół średnich zaczęli w osobliwy sposób wykorzystywać wycieki baz danych. Na razie to więc prawdopodobnie jeden taki przypadek, ale kto wie - może ich było i będzie więcej.
Czym jest jehowing? Nastolatki wykorzystują wycieki danych, by nasyłać Świadków Jehowy
Takie wycieki to zwykle sprawka hakerów, słabe zabezpieczenia czy błędy pracowników, którzy prześlą przypadkowo mail z poufnymi informacjami tam, gdzie nie powinni. Tylko w ostatnich dniach media informowały m.in. o ataku na popularny sklep DeeZee czy wycieku danych płatników ZUS.
Listy z adresami, numerami i innymi wrażliwymi danymi czasem potem są upubliczniane w sieci. Można je wykorzystać w bardzo złych celach lub do prankowania np. "jehowingu" tudzież "jehowwingu". Nastolatki podobno teraz wyszukują nazwiska i adresy rodziców znajomych (pewnie głównie tych internetowych, bo dane o znajomych ze szkoły raczej się zna) i zamawiają im wizytę Świadków Jehowy.
Można to bowiem zrobić przez internet i potrzeba tylko podstawowych informacji. Zastanawiające jest jednak to, jak młodzież omija potwierdzenie mailowe wizyty. Możliwe, że i na to znaleźli sposób, bo przecież przy takich wyciekach często są też podawane loginy i hasła, a ludzie często wpisują te same rzeczy w różnych serwisach.
Czym grozi jehowing? Niebezpiecznych konsekwencji jest kilka
"Wizyta ŚJ, w najgorszym przypadku, skończy się wymianą dwóch zdań. W najlepszym, 'ofiara' ataku, pożegna ŚJ już na etapie domofonu. Taki atak jest zdecydowanie mniej stresujący niż tłumaczenie się np. z tego, że 'to nie my zamawialiśmy pizzę pod nasz adres' i na pewno mniej groźny niż tzw. swatting, czyli fałszywe zgłoszenie na policję, że pod danym adresem dzieje się coś niepokojącego, co skutkuje wizytą antyterrorystów, czasem - ale to w USA nie w Polsce - wchodzących z drzwiami do lokalu" – pisze Niebezpiecznik.pl. Dodałbym jeszcze jedno, bardzo hipotetyczne zagrożenie: co jeśli Świadkom uda się przekabacić rodziców kolegi i dołączą do organizacji, przez wielu uznawanej za sektę? To mało prawdopodobne, ale lepiej nie ryzykować. O tym, jak działa ta grupa religijna, możecie przeczytać w moim wywiadzie z byłą członkinią. Jej relacja jest wstrząsająca.
Co portal radzi? By rodzice uświadomili dzieci o niebezpieczeństwie płynącym z "jehowingu". Oprócz samego marnowania cudzego czasu, narażenia bliskich do dołączenia do sekty, to pobierane pliki z wyciekami mogą być np. zawirusowane. Ponadto wykorzystanie takich danych jest po prostu nielegalne i można być za to nawet aresztowanym.
Jak sprawdzić, czy nasze dane wyciekły? Można to zrobić np. na stronie "Have i been pwned?". Po wpisaniu adresu mailowego, pokazuje nam się lista serwisów, gdzie jesteśmy zarejestrowani, a które padły ofiarą jakiegoś włamu. Lepiej czym prędzej zmienić tam nasze hasła.