Caroline Derpienski rozstała się ze swoim bogatym partnerem. Napisała, że była w przemocowym związku i nie potrafiła już dłużej udawać. Przez ostatnie lata oszukiwała swoje 10-milionowe grono obserwatorów na Instagramie. Wcale nie miała aż tak luksusowego życia, a drogie rzeczy, którymi się chwaliła, to były w większości podróbki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wszyscy wiemy, że prawdziwe życie wcale nie wygląda tak, jak na Instagramie. Domyślaliśmy się też, że to, co Caroline Derpienski pokazuje u siebie w social mediach, nie jest do końca realna. Zresztą celebrytka już wcześniej była przyłapywana na mieszkaniu w wynajmowanym domu czy szpanowaniu podróbkami. Zawsze jednak zarzekała się, że to oryginały.
Caroline Derpienski opowiedziała, jak wyglądało jej życie z "Dżekiem". "Wszystko byłoby ok, gdyby nie poniżał mnie codziennie"
Po rozstaniu stała się bardzo aktywna na Instagramie. W relacjach opowiada, jak wyglądał ich związek. "Mając 17 lat, wyrwałam się z biedy i pod pretekstem pokazów mody wziął mnie do prywatnego domu (...), a później obsypał mnie lovebombingiem, aby rozkochać mnie w sobie, zrobić ze mnie marionetkę i chwalić się każdemu, że 60-letni chłop wziął 17-latkę!" – napisała.
Przyznała, że "kochała go nad życie", nie tylko dlatego, że był bogaty. "Podczas COVID-19 nie miał przez wiele miesięcy grosza, nie przeszkadzało mi to, wspierałam go i byłam przy nim, przez co stanął na nogi w przeciągu roku. Dolarsowy kontent, to kontent, który go jarał. (...) Wszystko byłoby ok, gdyby nie poniżał mnie codziennie słownie. Ostatnimi dniami, jak odbierałam telefon, pierwsze co słyszałam to krzyk i bluzgi" – relacjonowała.
W kolejnych wpisach opisywała inne szczegóły z ich związku oraz to, jak próbowała się usamodzielnić. Wyznała m.in. że jej wstyd za to wszystko i że miała depresję. Jest tego naprawdę dużo, więc zebrałem to w poniższej galerii.
Caroline Derpienski pokazuje, jak oszukiwała internautów. Chwaliła się podróbkami i hotelem, w którym nawet nie spała
W kolejnych rolkach obnażyła kłamstwa w swoich postach na Instagramie. Np. jadąc meleksem na plaży zobaczyła, że ktoś przygotował romantyczną kolację z czerwonym dywanem i się pod to podpięła. Przedstawiła to jednak tak, jakby to "Dżek" dla niej zorganizował.
Wczasy w luksusowych hotelach też nie były takie, jak to sprzedawała na Insta. Tzn. była w aparatamentach, ale nie przez 10 dni, tylko dwa. "Dżek" nie kupował jej balonów w kształcie serca, tylko dostała je od obsługi, która dowiedziała się, że ma urodziny. W jednym hotelu nawet się nie zatrzymali, tylko udawali, że tam są na dłużej.
Zapewniła też, że dostawała od niego podróbki zegarków. Tylko Rolex, który nosiła, miał być oryginalny. Torebki m.in. różowa Chanel jej eks kupił jej na bazarku w Turcji. Derpienski twierdzi, że to kolejny dowód na to, że nie była z nim dla pieniędzy.
Ogólnie życie "dolarsowej królowej" w social mediach było pół-prawdą. Niby mieszkała w Stanach i latała po świecie, ale głównie po to, by zachować iluzję bogactwa. Ponoć zależało właśnie na tym jej eks-partnerowi, który stał za jej karierą celebrytki.
Pojawiły się obawy ze strony jej mamy i internautów, że po ujawnieniu tych wszystkich rzeczy, wpływowy milion będzie chciał się zemścić. Celebrytka zapewniła, że się nie boi i nie targnie się na swoje życie, bo wierzy w Boga oraz "ma silną psychikę", a "jak coś mi się stanie, wiecie".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
On się jarał moim Instagramem. Codziennie kazał wstawiać chociaż jednego posta, jak nie, to miałam krzyki i słyszałam, że jestem leniwa, głupia i do niczego. Popadł w manię, gdzie miłość się skończyła i ja byłam jedyną osobą na świecie, która mogła kreować jego wizerunek milionera.
Jednocześnie nie chciał się ujawniać, co było mega dziwne, ale wśród kolegów i współpracowników brylował. Miał do mnie pretensje, że zaszkodziłam w biznesach. Nie przez to, co gadałam, ale, że panie dowiedziały się, że za młoda narzeczona. Jakie panie? Wszystkie baby, z którymi podpisuje umowy, prowadzi biznesy, wysyła im serduszka i prowadzi grę miłosną tylko na Whatsapp, aby mieć więcej hajsu.