"Oi oi oi baka" to nowy trend, challenge, viral, który już trafił do polskich szkół. Nauczyciele go raczej nie znoszą, ale nastolatki za nim szaleją. TikTok już jest wypchany filmikami z lekcji, na których uczniowie wchodzą na krzesła lub ławki i gadają po japońsku. O co w tym wszystkim chodzi?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pamiętacie jeszcze "pełzaki", które opanowywały galerie handlowe? Czołgający się nastolatkowie to wręcz zamierzchła przeszłość w czasach social mediów. Teraz na topie jest coś zupełnie innego, ale równie kontrowersyjnego.
O co chodzi z "Oi oi oi baka"? Uczniowie w czasie lekcji wchodzą na ławkę i gadają po japońsku
Ogólnie wygląda to tak, że dana osoba najpierw ciszej, a potem coraz głośniej powtarza frazę "oi oi oi baka". Na koniec wręcz krzyczy i do tego robi głupie miny ("baka" znaczy "głupek" po japońsku, ale o genezie mema będzie nieco dalej). W tym samym czasie wchodzi na krzesło i ławkę (uwaga, bo można się wywalić, co zobaczycie na filmiku z polskiej szkoły za chwilę).
Cały myk polega na tym, by robić to w trakcie lekcji lub w innym miejscu publicznym (są filmiki ze stref gastro czy u fryzjera), wprowadzając pozostałych w konsternację, śmiech, zażenowanie – zależnie od talentu prankstera.
Początkowo można to było zobaczyć w filmikach z zagranicznych szkół, ale podobne popisy już można obserwować w polskich klasach. Zobaczcie je na kolejnych filmikach niżej, ale ostrzegam, że jest tam solidna dawka krindżu.
Jedna z internautek napisała: "Dostałam uwagę za to". Wiecie, jak brzmiała? "Uczennica podczas lekcji stanęła na krześle i zaczęła krzyczeć na całą salę". "Mój kolega zrobił to na Niemcu, a pani się spytała, czy go opętało", "Ja tak zrobiłam na plastyce i polskim" – chwalą się internauci w komentarzach.
Akcja przypomina słynną scenę ze "Stowarzyszenia umarłych poetów", kiedy uczniowie w ramach buntu, wchodzili na ławki, ale to tylko pierwsze wrażenie. Wręcz jest odwrotnie, bo film uczył, by nie ulegać presji społecznej, być indywidualistą i samodzielnie myśleć, a to przecież przeciwieństwo internetowych challenge'y.
Skąd się wzięło "Oi oi oi baka"? Skomplikowana geneza mema, który zawładnął TikTokiem... i szkołami
Pierwotnie "Oi oi oi", czyli takie "hej, hej, hej", pochodzi z anime "Boku no Hero Academia" (pl. "Akademia bohaterów"). Jedna z postaci, Bakugou, mówi to w bardzo zawadiacki sposób (dzieciaki by powiedziały, że jest "sigmą"), który trudno podrobić. Lepiej to więc usłyszeć.
Tak się to spodobało internautom, że nawet powstała piosenka-hołd "Oi Oi Oi Bakugou" (10 mln wyświetleń na samym YouTube). To było jednak aż 4 lata temu! Dlaczego to teraz powróciło? Jeden z użytkowników TikToka wrzucił ten kawałek do opisu mema: "Tak się czuję, gdy przypadkowo napiszę 'Oi' zamiast 'Oh'".
I znów tekst Bakugou odżył w tym roku, ale pomógł mu w tym też południokoreański serial "Larva". Inny tiktoker podłożył tę piosenkę pod zdjęcie śmiesznego, czerwonego robaka na zasadzie kompletnie absurdalnego połączenia. I to chwyciło, bo współczesny internet uwielbia takie dziwaczne rzeczy (np. Skibidi toilet).
Jednak, jaki to ma związek z wchodzeniem na ławki? Też zadaję sobie to pytanie. Myślę, że to po prostu ewolucja tego mema z "Larvą" i piosenką "Oi oi oi". Popularny cytat został uzupełniony japońskim słówkiem "baka", które oznacza "głupka" lub "idiotę" i można go usłyszeć w praktycznie każdym anime (zwykle tak inni mówią na niezdarnego głównego bohatera).
Jedne z pierwszych filmików najnowsze trendu powstawały na zasadzie "momentu oświecenia", że znamy japoński, bo potrafimy w ekspresyjny sposób powiedzieć "oi, oi, oi, baka" (analogicznie obcokrajowcy w żartach twierdzili, że znają polski, bo cytowali "bober, k*rwa" z memów).
To chyba jest właśnie oryginalne źródło tego, co się teraz dzieje w polskich szkołach. Uczniowie kręcą takie filmiki, bo jest to w trendach, wymaga w zasadzie tylko silnej psychy i łatwo nabić sobie wyświetlenia na TikToku. Przez jakiś czas będzie to utrapieniem dla nauczycieli, ale każdy mem czy viral ma krótki termin ważności.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.