Viralową reklamę Elements Hotel & SPA widzieli już chyba wszyscy, którzy mają dostęp do internetu. Trend na ironiczne oraz celowo tanie i nakręcone po linii najmniejszego oporu spoty zawładnął mediami społecznościowymi w ostatnich dniach. I to jeszcze przed tym najsłynniejszym filmikiem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Elements Hotel & SPA najbardziej się jednak wybił na swoim krótkim klipie. Został wrzucony na TikToka w piątek, 23 sierpnia i przez 4 dni nabił aż trzy miliony wyświetleń. Tylko w tamtym serwisie, bo filmik został skopiowany w inne miejsce i dotarł do najdalszych zakamarków sieci.
Na wideo widzimy pracownicę hotelu (wcieliła się w nią specjalistka od social mediów, Barbara Przybycień), która w zblazowany sposób opowiada: – Tak się nazywamy, tu się meldujecie, tu pytacie – pokazując przy tym konkretne miejsca. I to była recepta na sukces.
Internauci oszaleli na punkcie tego formatu, który wpisuje się w trend "cringe marketingu", czyli takiego, który celowo ma żenować i równocześnie bawić swoją ironią (trochę w stylu humoru serialu "The Office" czy nawet skeczy "Monty Pythona" lub "Za chwilę dalszy ciąg programu"). Np. poniższa reklama z "Górą" z "Gry o Tron" ma 8 lat.
Barbara Przybycień w rozmowie z naTemat od początku nie kryła się z tym, że wzorowała się na innych spotach. "Oczywiście inspiracja trendem filmów instruktażowych dla mężczyzn ("reklama dla facetów") oraz reklamą Oslo ("Is it even a city?")" – przyznała.
Hotel Elements podbił internet "krindżową" reklamą, ale nie był pierwszy. Już wcześniej w Polsce powstały podobne filmiki
I już dużo wcześniej powstały podobne reklamy z bardzo różnych branż. Np. wrocławska pizzeria Pinzabella wypuściła swoją wersję "reklamy dla mężczyzn" 13 sierpnia, czyli 2 tygodnie temu. Nie została jednak aż tak ciepło przyjęta przez wszystkich (ale i tak ma niemal 9 tys. serduszek na Instagramie), bo główny bohater mówi z ukraińskim akcentem. Możecie się domyślać, co się dzieje w komentarzach.
Szczyt tego typu reklam został osiągnięty w zeszłym tygodniu. Wtedy powstało ich chyba najwięcej. Jedna, sklepu Chorten miała premierę we wtorek, ale aż tak się nie przebiła, jak ta hotelowa. Także nawiązuje do popularnych w sieci "reklam dla mężczyzn" (swoją drogą polecam tę parodię "męskich reklam" - to jest dopiero małe arcydzieło).
Myślę, że właśnie podpisywanie ich w ten sposób z czasem zaczęło "ubijać" cały potencjał. Hotel nie dodał takiej informacji, stąd pewnie część osób początkowo dała się złapać, że jest zrobiona po kosztach, ale na serio.
Za to w piątek "krindżowy" spot wrzucił producent mebli Topeshop. Niektórzy to właśnie tę reklamę zobaczyli jako pierwszą (dobija do miliona wyświetleń na TikToku). Oprócz samej zblazowanej formy, autorów trzeba docenić za sparodiowanie w zasadzie realistycznych sytuacji (np. u informatyka zawsze wszystko działa, a w dziale marketingu nigdy nikogo nie ma).
Obecnie media społecznościowe zalewają kolejne filmiki w tym stylu. Jeden z najnowszych zrobiła... polska policja i całkiem jej to wyszło. Powoli jednak format anty-reklamy będzie się wyczerpywał, bo jego sukces tkwił w świeżości, wszak jest na przekór osaczających nas zewsząd, wymuskanych spotów (jak równie słynna reklama Apartu).
Tak więc firmy i organizacje mają ostatnie dni, a może i godziny, na wpisanie się w trend, który jeszcze trochę i tak jak szybko nam się spodobał, tak szybko nam zbrzydnie.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.