Inicjatywa Wolne Kible ma może niepoważną nazwę, ale dotyczy zupełnie poważnego problemu społecznego. Wielu z nas na pewno chciało iść za potrzebą na dworcu, ale gdy zobaczyliśmy cenę za tę usługę, to stwierdziliśmy "nie no, tyle to nie, wytrzymam". Czy toalety muszą być płatne? Społecznicy twierdzą, że nie i chcą je "uwolnić".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Załatwianie się to jedna z niewielu rzeczy, które łączy ludzi na całym świecie. Każdy musi to robić i często nie da się tego zaplanować. Czasem nawet nie ma gdzie tego zrobić. Niedawno pisaliśmy, że klienci Biedronki i Lidla są wściekli, że nie ma toalet w tych popularnych dyskontach.
W przypadku dworców kolejowych toalety są, ale niestety są często płatne. Na zdjęciu wyżej mamy po prawej fotografię z Dworca Głównego w Gdańsku, gdzie za skorzystanie trzeba płacić aż 4,50 zł, czyli około 1 euro. Tylko że nie zarabiamy w euro, więc taka cena może być dla niektórych zaporowa, a inni po prostu nie będą chcieli płacić, tylko "doniosą" do domu.
Wolne Kible. Społecznicy chcą, by toalety na dworcach były bezpłatne
"Inicjatywa wyzwolenia toalet na dworcach kolejowych spod jarzma opłat" – czytamy na profilach Wolnych Kibli w mediach społecznościowych. Społecznicy podkreślają, że ceny wahają się od 2 do nawet 10 złotych.
"Bezpłatna toaleta to prawo każdego z nas, a nie przywilej" – słyszymy na nagraniu na TikToku niżej. Na innym jest podany konkretny przykład: "toaleta na dworcu w Toruniu kosztuje 4 zł". "Nietrzymanie moczu jest nie tylko niekomfortowe, ale może prowadzić również do problemów zdrowotnych" – mówi społecznik.
Niektórzy internauci zastanawiają się, dlaczego bezpłatna toaleta to nasze "prawo". Podają analogię do kanapek sprzedawanych na dworcach. Czy też miałyby być bezpłatne? "Kanapki można wziąć z domu, toalety nie za bardzo" – ripostuje jedna z internautek.
Abstrahując już od tego, że ONZ uznało, że dostęp do urządzeń sanitarnych jako podstawowe prawo człowieka. Inny ważny argument to ten, że dworce są budowane i utrzymywane z budżetu państwa. Wychodzi więc na to, że płacimy podwójnie - najpierw z podatków, a potem już za samą usługę. Z czego to tak naprawdę wynika?
"Coraz więcej dworców staje się jednak własnością miasta - PKP odsprzedaje nieruchomości dworców lokalnym samorządom. Natomiast samorządy często oddelegowują opiekę prywatnym firmom" – piszą Wolne Kible na Instagramie.
Internauci popierają inicjatywę. "Ile razy mnie już brzuch bolał, ale mówiłam sobie, że jeszcze godzinka i będę w domu"
Generalnie inicjatywa spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem. Wielu internautów popiera argumenty społeczników i z własnego doświadczenia wie, że to realny i niekiedy męczący problem.
"Brzmi zabawnie, ale to jest realny problem. Ile razy mnie już brzuch bolał, ale mówiłam sobie, że jeszcze godzinka i będę w domu", "Ale super inicjatywa! Wstrzymywanie może negatywnie odbić się na pracy mięśni dna miednicy. Brawo. Działajcie", "Toalety płatne zawsze są w gorszym stanie niż te za darmo, więc ja nie wiem, za co płacę? Chyba za pensje pani pilnującej by było zapłacone", "Za małolata miałam odliczone pieniądze na powrót, na pociąg i maca na dworcu, pociąg był opóźniony 188 min, musiałam żebrać o łazienkę, bo nie miałam gotówki, ani nawet tyle, aby wypłacić" – komentują internauci.
Podają też przykłady z zagranicy. "Pragnę by było, jak w Kopenhadze. Co dwa przystanki czyściutki miejski szalet zupełnie za darmo. Niby nic, a uczucie komfortu w czasie zwiedzania nieocenione", "Na przykład w Londynie toalety są wszędzie darmowe, jest więcej publicznych i działa to świetnie, więc nie ma wymówek moim zdaniem", "W Japonii traktują to jako podstawową potrzebę i słusznie. Powinno być za free, a nie mandaty dają, a toalet nie ma nigdzie albo płatne..." – piszą.
Część osób sądzi, że ta akcja to jakiś prank youtuberów. Nawet jeśli tak jest, to mamy nadzieję, że i tak przerodzi się to w realną inicjatywę. Wolne Kible mają zacząć działać pod koniec miesiąca. Trzymamy kciuki za powodzenie, by już nikt nie musiał niczego wstrzymywać na dworcach.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.