Michał Przybyłowicz zasłynął w internecie jako polski "Żywy Ken". 29-letni mężczyzna przeszedł szereg operacji plastycznych, by osiągnąć wymarzony wygląd. W jednym z wywiadów zdradził ich szczegóły. Jak sam przyznał, ból był tak potężny, że zaczął oglądać trumny w internecie.
Reklama.
Reklama.
Po premierze filmu "Barbie" z Margot Robbie i Ryanem Goslingiem powrócił trend na estetykę rodem z życia plastikowych lalek. Od wielu lat nie brakuje miłośników medycyny estetycznej, dla których ideałami są Barbie i Ken. Do tego grona z pewnością należy Michał Przybyłowicz, który w sieci zyskał popularność jako polski "Żywy Ken".
Przybyłowicz to polski 'Żywy Ken'. Zdradził szczegóły operacji plastycznych
Celebryta bez wahania przyznaje, że boi się starości. Choć z początku nie chciał się przyznawać do korzystania z medycyny estetycznej, to po upływie czasu zaczął otwarcie mówić o ingerencjach we własne ciało. Z pomocą wymarzonego wyglądu przyszła mu medycyna estetyczna.
W swoich mediach społecznościowych otwarcie chwali się efektami wielu operacji. Warto podkreślić, że jego konto na Instagramie obserwuje ponad 176 tys. internautów. To właśnie konsekwencja w dążeniu do wymarzonego, idealnego wyglądu zapewniła mu miano "Żywego Kena".
W jednym z wywiadów Michał Przybyłowicz zdradził, za co tak naprawdę siebie kocha. Podkreślił, że wcale nie chodzi o wygląd, bo jak sam podkreślił, wiele w sobie zmienił.
– Ja siebie kocham przede wszystkim za swój charakter, determinację i za dążenie do celu. Aczkolwiek jeżeli chodzi gdzieś tam o wygląd, to nie da się ukryć, że wiele w sobie zmieniłem. No i to nie są ostatnie poprawki, ostatnie zmiany. Więc generalnie, wszystko zmieniam po to, żeby czuć się lepiej, to znaczy przede wszystkim jeżeli chodzi o taką pewność siebie. Myślę, że nie wszystko było doskonałe. Uważam, że mam doskonałą bazę do tego, żeby coś zmieniać. Dlatego te wszystkie poprawki – podkreślił w wywiadzie z Pudelkiem.
Jednym z ostatnich zabiegów wykonanych przez "Żywego Kena" było wszczepienie implantów klatki piersiowej. Jak sam podkreślił, nie wie, czy to będzie koniec, bo efekt jest dla niego "zbyt naturalny", a on sam "nie przepada za naturą". W dalszej części rozmowy Przybyłowicz zdradził, jak duży ból towarzyszył mu po zabiegu.
– Cholernie bolało. Mnie się wydawało, że ja jadę powiększać usta. Obudzę się i będę funkcjonował. Aczkolwiek pierwsze dni były masakryczne. Ja oglądałem trumny w internecie. Już po prostu chciałem się pochować. To był dramat, ale podobno pierwsze powiększenie boli i kolejne rzekomo – nawet jeżeli wstawię większe implanty – to podobno to jest dwa dni i po bólu. No ale, że mam w planach kolejne operacji no to musiałem się jakoś do tego przygotować – kontynuował, nawiązując do kolejnych zabiegów.
Podobny efekt Michał Przybyłowicz uzyskałby, chodząc na siłownię, jednak jak sam podkreślił jego oczekiwania, nie szły w parze z tym, co chcieli uzyskać trenerzy personalni.
– Zawsze zależało mi na tym, żeby rozbudować klatkę, mięśnie, bicepsy, tricepsy, może popracować nad brzuchem. Niestety każdy trener dokonywał ze mną coś takiego, że ja tyłem 6-7 kg miesięcznie, co mi się nie podobało i tyły mi też inne partie ciała. Przeliczyłem sobie koszty diety pudełkowej, trenera personalnego, bo sam nie byłbym w stanie ćwiczyć. Reasumując, stwierdziłem, że 3-4 miesiące diety i trenera personalnego to koszt operacji plastycznej, więc wolałem iść na łatwiznę – wyjaśnił polski "Żywy Ken".
Na koniec Michał Przybyłowicz zdradził, że poza kolejnym zabiegiem powiększenia klatki piersiowej planuje kolejne zabiegi. Wśród nich znalazły się: korekta nosa, implanty brzucha oraz implanty bicepsów. – Na razie się na tym zatrzymam, a co będzie dalej, no to zobaczymy – podsumował.