Tragiczna śmierć 6-letniego Olka wstrząsnęła całą Polską. Sąsiedzi zamieszkujący w bloku przy ul. Górniczej w Gdyni zapamiętają to wydarzenie na długo. Szczególnie po tym, co kilka dni temu zobaczyli pod blokiem, gdzie chłopiec został zamordowany. Mieszkańcy są zdruzgotani. "Przerażający widok" – podkreślają.
Reklama.
Reklama.
Śmierć bliskiej osoby, to ogromny cios dla rodziny. Jednak przypomnijmy, że Olek miał zaledwie 6 lat, kiedy matka znalazła zwłoki swojego dziecka. Był małym, bezbronnym chłopcem. Tragedia wstrząsnęła nie tylko mieszkańcami osiedla Fikakowo w Gdyni, ale całą Polską. Jednak to, jaką "niespodziankę" odkryli sąsiedzi zmarłego Grzegorza Borysa, przyprawia o dreszcze.
Gdynia: Sąsiedzi Borysa w szoku. Zabawki 6-letniego Olka na placu zabaw
Jak donosi "Fakt", mieszkaniena parterze, w którym doszło do zbrodni, cały czas przywołuje wiele negatywnych emocji. Tarasowe okna wciąż zasłaniają wielkie biało-niebieskie zasłony. – One na myśl od razu przywołują te straszne wspomnienia, tego co tu się stało – mówią w rozmowie z tabloidem zdruzgotani sąsiedzi.
– Nie rozumiemy, dlaczego nikt ich stąd nie zdejmie. Wyglądam przez okno, przechodzę obok i widzę te zasłony, a zaraz potem przychodzi myśl o tym morderstwie Olka – podkreślają.
Jednak jest coś, co jeszcze bardziej wstrząsnęło ludźmi. Jeszcze do pewnego czasu, w ogródku zlokalizowanym przy mieszkaniu Grzegorza Borysa, wśród panującego bałaganu można było dostrzec zabawki 6-letniego Olka. Szczególnie zauważalny był duży, plastikowy samochód. Teraz własność zmarłego chłopca zmieniła swoje położenie i znalazły się na... placu zabaw.
– To jest przerażający widok. Nie wyobrażam sobie, żeby nasze dzieci miały bawić się zabawkami tego biednego, zamordowanego chłopca, to jest straszne – podkreślają mieszkańcy.
Sprawa Grzegorza Borysa z Gdyni. Nowe okoliczności śmierci 6-letniego Olka
Jak pisaliśmy w TopNewsach, światło dzienne ujrzały nowe okoliczności śmierci 6-letniego chłopca. Okazało się, że kiedy doszło do zbrodni, rodzice chłopca nie mieszkali razem, a kilkuletni młodzieniec był jedynie u ojca na noc.
Informator "Faktu" donosi, że w małżeństwie Karoliny i Grzegorza od dłuższego czasu nie układało się najlepiej. Zakochani byli właśnie w trakcie rozwodu, a partnerka Borysa kilka tygodni przed zabójstwem wyprowadziła się do rodziców.
"Zamieszkała tam z dziećmi. Karolina i Grzegorz później jeszcze przez jakiś czas próbowali ratować małżeństwo. Grzegorz zamieszkał nawet z żoną u jej rodziców, ale to niczego nie poprawiło. On musiał się stamtąd wyprowadzić" – zdradza źródło "Faktu".
Jak się okazało, zakochani na dobre rozstali się już przed wakacjami ubiegłego roku. Karolina wraz z dziećmi mieszkała u swoich rodziców, z kolei 44-letni mężczyzna zajmował mieszkanie w Gdyni przy ulicy Górniczej.
"Mimo rozstania rodziców Olek często bywał u ojca. Zostawał na tak zwane nocowanie. Mama zawsze dawała mu telefon komórkowy, by mieć z nim kontakt. Tak było i wtedy, tego strasznego 20 października. Olek miał przy sobie telefon. Nocował akurat u ojca" – donosi "Faktowi" znajomy rodziny.
"Jego mama, z mieszkania swoich rodziców pojechała do pracy. Próbowała się skontaktować z synem, ale ten nie odbierał. Telefonu nie odbierał też od niej Grzegorz. Wtedy zaniepokojona zwolniła się z pracy, by pojechać do mieszkania przy ul. Górniczej" – twierdzi informator.
"Potem już wszystko wiecie, znalazła ciało synka, już nic nie mogła mu pomóc, a Grześka nie było w tym mieszkaniu" – podsumował.