"Egzorcysta papieża" to w tym momencie najchętniej oglądany film na polskim Netfliksie. Wszyscy, którzy go włączyli, licząc na to, że zobaczą opętanego Ojca Świętego, mogą być mocno zawiedzeni. To nie taka historia, ale to też nie znaczy, że horror jest słaby. Wręcz przeciwnie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Egzorcysta papieża" miał swoją kinową premierę w kwietniu zeszłego roku. Wyreżyserował go Julius Avery ("Samarytanin", "Operacja Overlord", "Son of a Gun"), a w tytułową rolę wcielił się zdobywca Oscara za rolę w "Gladiatorze" Russell Crowe.
Już wtedy było o nim, bo film zaskoczył wszystkich. W zeszły piątek został dodany do biblioteki Netfliksa i znów stał się hitem (wcześniej był na m.in. HBO Max). Składa się na to wiele czynników. Przede wszystkim jego intrygujący tytuł.
Pierwsza myśl po przeczytaniu tytułu "Egzorcysta papieża", która przychodzi nam do głowy, to taka, że będzie to film o wypędzaniu demona z głowy Kościoła katolickiego. Jak tu nie kliknąć przycisku "odtwórz"? Aż samo się prosi. Tytuł jednak ma zupełnie inne znaczenie.
"Egzorcysta papieża" to film inspirowaną prawdziwą postacią. Kim był Gabriele Amorth?
Główny bohater "tylko" pracuje na usługach papieża i, co najbardziej szokujące, taka osoba istniała naprawdę. Gabriele Amorth, którego gra Crowe, został mianowanym głównym watykańskim egzorcystą w 1985 roku, czyli jeszcze za czasów kadencji Jana Pawła II. Postać Papieża Polaka nie pojawia się niestety w filmie.
Horror jest inspirowany autobiografią Amortha pt. "Wyznania egzorcysty". Czy wydarzenia przedstawiane na ekranie miały miejsce? Zupełnie nie. Na dobrą sprawę na faktach jest jedynie sama postać księdza-egzorcysty. Reszta to już fantazja scenarzystów (Evan Spiliotopoulos, Michael Petroni).
"Większość rzeczy została jednak zmyślona – tak jak spisek Watykanu czy podróż do Hiszpanii w celu uratowania 10-letniego chłopca opętanego przez diabła. Watykański egzorcysta twierdził co prawda, że w Watykanie w latach 80. odnaleziono ślady diabła, jednak raczej miał na myśli coś bardziej metaforycznego" – czytamy w artykule NaTemat.
Egzorcysta ze Stolicy Apostolskiej nie walczył też nigdy z typowo horrorowymi demonami, duchami czy diabłami z Asmodeuszem na czele. Miał na koncie ponoć ponad 100 tys. egzorcyzmów, ale to były bardziej takie niewytłumaczalne opętania niż starcia oko w oko z potworami. Nie wyglądało to tak widowisko, jak w filmie, choć podobno też widział lewitujące osoby...
Gdyby to była dosłowna ekranizacja biografii, to pewnie nie dostalibyśmy tak... dobrego filmu. Naturalnie w swoim gatunku. To jeden z najlepszych horrorów zeszłego roku i ogólnie jeden z najlepszych horrorów o egzorcyzmach w ogóle.
Horror z Russellem Crowe w sutannie to nr 1 na polskim Netfliksie. Czy warto go obejrzeć?
Miał świetne recenzje widzów (80 proc. pozytywnych opinii w serwisie Rotten Tomatoes), gorzej z krytykami (tylko połowa napisała o nim pozytywnie), ale wiadomo, że ci nie zawsze mają rację. Polecajki od zwykłych internautów to zapewne kolejny czynnik, który sprawił, że wszyscy rzucili się teraz na oglądanie "Egzorcysty papieża" na Netfliksie.
Nie da się też ukryć, że gwiazda filmu też jest niezłym wabikiem. Russell Crowe po raz n-ty udowadnia, że jest genialnym aktorem. Nieważne, czy walczy w stroju gladiatora, czy w sutannie, to zawsze robi z podobną werwą i oddaniem. Jeśli miałbym wybrać jeden powód, dla którego warto obejrzeć ten horror, to właśnie ta jego brawurowa kreacja.
Poza tym "Egzorcysta papieża" to rasowy horror z demonami, więc jeśli jesteśmy fanami takiej konwencji i akceptujemy rządzące nią prawa, to powinniśmy być, ekhem, wniebowzięci. Konserwatywni chrześcijanie mogą być rzecz jasna oburzeni, że tak przedstawiono ich wiarę, ale pozostali widzowie nie powinni narzekać.
Jest tu wszystko, co być powinno i choć nie jest to dzieło wybitne i oryginalne oraz ma swoje wady (twórcy czasem nie mogli się zdecydować na to, czy to ma być mroczny, czy komediowy horror) i błędy (np. pomylono symbol hiszpańskiej inkwizycji), to ogląda się go z przyjemnością, a finał jest bardzo emocjonujący. Nie takiego filmu się spodziewaliśmy, więc możemy być zaskoczeni, ale tym razem na plus.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.