Bulwersująca i wcale nie taka jednoznaczna sprawa z Groszowic w woj. mazowieckim. Proboszcz kupił działkę obok kościoła, na której stoi dom z zamieszkującą go rodziną. Według niego budynek grozi zawaleniem i "rujnuje wizerunek" świątyni. Duchowny postanowił wyprowadzić lokatorów sposobem, którego nie powstydziliby się czyściciele kamienic. Sprawa trafiła do sądu, który wydał zaskakującą decyzję.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O wojnie księdza z mieszkańcami napisała "Gazeta Wyborcza". Proboszcz kupił działkę sześć lat temu. Twierdzi, że stoi tam pustostan, który może się zawalić i dostał nawet pozwolenie na rozbiórkę. Chce tam urządzić parking dla kościoła.
Tymczasem mieszka tam rodzina Augustyniaków. I to od trzech pokoleń. Ich dziadek kupił ją ponad 70 lat temu od sąsiada. Nie zrobił jednak tego przed urzędnikiem, tylko "na gębę". Następnie wybudował tam dom, który stoi do dziś praktycznie w niezmienionym stanie. Woda dalej jest pobierana tam ze studni, a wychodek stoi na zewnątrz.
Ksiądz zaczął nachodzić rodzinę mieszkającą na działce, którą kupił. Sprawa trafiła do sądu
Duchowny nie wiedział, co z tym fantem zrobić, więc sięgnął po radykalne metody. "Wyborcza" opisywała (na zdjęciach w artykule możemy też zobaczyć sporną działkę), że rodzina skarżyła na to, że zaczął ich "nachodzić" i mówić, że "dom trzeba wyburzyć, bo psuje wizerunek kościoła" i że mają się wyprowadzić.
Rodzina nie pozostała bierna, tylko założyła sprawę o zasiedzenie. W księdze wieczystej wpisano, że trwa postępowanie (kolejna rozprawa w przyszłym roku). Ich prawnicy zapewniali, że nigdzie nie ma w papierach, że ksiądz lub parafia jest właścicielem tej działki.
Wynika więc z tego, że albo duchowny coś ściemnia, albo to jego ktoś ściemnił, gdy kupował nieruchomość. Nabył ją od potomków sąsiada, od którego dziadek Augustyniaków nabył tę nieruchomość. Tym niemniej, prawnicy też mogą nie mieć do końca racji, bo skoro tak, jakim sposobem mógłby odciąć prąd na nieswoim terenie? A tak właśnie się w tym roku stało.
Rodzina nie odpuściła i ksiądz też. Odciął im prąd, ale teraz sąd nakazał mu go przywrócić
W maju bowiem wpłynął wniosek (proboszcz zapewnia, że to nie on go złożył) o odcięcie prądu i rzeczywiście przyłącze zostało zlikwidowane. Rodzina zgłosiła to na prokuraturze. Ta połączyła to razem ze sprawą o nękanie przez księdza w 2018 roku. Ksiądz nie krył wściekłości. Jego wypowiedź wskazuje, że dom jest w takim stanie, że nikt tam nie powinien mieszkać.
Rodzina nie mogła sama podłączyć prądu, bo tylko właściciel działki, czyli ksiądz, może to zrobić. I nie raczej nie mają na to pieniędzy. – Raz nawet po wielu prośbach podjął taką próbę. (...) Odmówiliśmy podpisania. Bo wtedy całe koszty ponownego dostarczenia prądu do domu spadłyby na nas. A my prądu nie kazaliśmy odcinać – mówili w "Wyborczej".
Tak więc rodzina przez kilka miesięcy żyła bez prądu i musiała pożyczać generator, by chociaż zasilić lodówkę. Sołtyska Groszowic zaproponowała im mieszkanie nieopodal: mają tylko pokryć koszty mediów. Wciąż jednak planują wrócić do ich domu.
To wkrótce stanie się możliwe, ponieważ sąd... stanął po ich stronie, a nie proboszcza. Wydał wyrok, który nakazuje mu do 16 października przywrócić przyłącze. Ksiądz ma pokryć to z własnej kieszeni. Jeśli również sprawa o zasiedzenie będzie dla nich pomyślna, rodzina ma zamiar też przestać nosić wiadra ze studni i podłączyć się do wodociągu.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Niech sąd wreszcie się wypowie, że im się należy, to będą mieli, albo że się nie należy. Sześć lat temu zapłaciłem za wszystko, a teraz nie ma ani pieniędzy, ani działki. A jak sąd powie, że im się należy, to sprzedawcy muszą mi oddać pieniądze. I basta. Ludzie w XXI wieku mają kibel przy drodze, w centrum naszej wioski, parafii. Woda ze studni. W takich warunkach żyć, to jest skandal po prostu. Zresztą, jak to wygląda?