6-letni chłopiec bawił się w parku ze swoim starszym bratem. W pewnym momencie podeszła do niego kobieta i obiecała, że kupi mu cukierka. Poszedł za nią. Dziecko zostało zabrane do innej rodziny, która wychowywała go jak własne. Jego biologiczna matka nigdy nie straciła nadziei, że jej syn żyje. W poszukiwania zaangażowała się siostrzenica. Wpadła na trop przypadkowo, ale to pozwoliło policji odnaleźć zaginionego chłopca, który obecnie jest już 79-letnim dziadkiem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Urodzony w Portoryko Luis Armando Albino został porwany w 1951 roku w parku w West Oakland (Kalifornia). Na podstawie zeznań jego 10-letniego brata Rogera wiedziano jedynie, że tajemnicza kobieta, która go zwabiła, mówiła do niego po hiszpańsku i miała na głowie zawiązaną bandanę.
Luis Armando Albino został porwany w wieku 6 lat. Obecnie jest dziadkiem, emerytowanym strażakiem, weteranem wojny w Wietnamie
W poszukiwaniach uczestniczyła policja, żołnierze, straż przybrzeżna i urzędnicy. Przeczesano całą zatokę San Francisco, ale chłopiec przepadł jak kamień w wodę. Nic dziwnego, że nie natrafiono tam na jego ślad, bo zabrano go do pary na wschodnim wybrzeżu, czyli na drugim końcu Stanów. Wychowywała go jak własnego syna.
Albino dorastał w innej rodzinie, potem pracował jako strażak, walczył na wojnie w Wietnamie, został ojcem, a potem dziadkiem. Przez ponad 70 lat miał oficjalnie status zaginionego, a jego prawdziwa rodzina nigdy o nim nie zapomniała. Jego matka zawsze nosiła w portfelu jego zdjęcie i do końca swych dni wierzyła, że syn nadal żyje.
Niestety zmarła w 2005 roku, ale miała rację: Luis wciąż żyje. "Guardian", który opisał całą tę historię, podaje, że w 2020 roku pojawiły się ku temu pierwsze przesłanki. Odkryto je przypadkowo przez jego siostrzenicę.
Czytaj także:
Siostrzenica zaginionego wpadła na nowy trop przypadkiem. Zrobiła sobie internetowy test DNA
Jego siostrzenica, 63-letnia Alida Alequin zrobiła sobie "dla zabawy" test DNA z internetu. Wyszło na to, że gdzieś na wschodnim wybrzeżu jest mężczyzna, który jest z nią zgodny genetycznie w 22 procentach. Znała też historię swojego wujka. Przyznała, że jej ówczesne poszukiwania jednak nic nie dały, a także nie mogła się z nim skontaktować.
Nie poddała się i wraz ze swoimi córkami na początku tego roku wznowiły poszukiwania. Poszły do biblioteki w Oakland, by przewijać mikrofilmy z artykułami ze starych gazet. Znalazła tam zdjęcia swojego zaginionego wujka i jego brata. Poszła z nimi i wynikami testu DNA na policję.
Funkcjonariusze przyznali, że to istny trop w śledztwie i postanowili do niego powrócić po latach. Udało im się zlokalizować mężczyznę, który zrobił sobie test DNA. Poproszono o to też jego siostrę, czyli matkę Alidy. Przypuszczenia się potwierdziły.
Policja z Oakland w zeszłym tygodniu ogłosiła, że sprawę zaginięcia zamknięto, ale dochodzenie w sprawie porwania nadal jest uznawane przez FBI za otwarte.
Szczęśliwe zakończenie poszukiwań po ponad 70 latach. "Nigdy się nie poddawajcie"
20 czerwca tego roku funkcjonariusze odwiedzili dom siostry i jej córki z radosną nowiną: ich zaginiony ponad 70 lat temu krewny został odnaleziony. –Powstrzymywałyśmy się od płaczu, dopóki śledczy nie wyszli – przyznała Alida.
Parę dni później Luis Armando Albino przyjechał do Oakland ze swoją rodziną, by spotkać się siostrzenicą, jej matką, a także swoim bratem Rogerem. – Obejmowali się bardzo długo i mocno. Potem usiedli i po prostu rozmawiali – wspominała kobieta. A mieli na pewno o czym. Na zdjęciu uchwycono moment tuż po pojednaniu rozdzielonych braci.
Luis nie chciał po tym wszystkim rozmawiać z mediami i miał tylko szczątkowe wspomnienia z porwania. Wrócił do swojej rodziny na wschodnim wybrzeżu, ale w lipcu jeszcze raz odwiedził swoich bliskich w Oakland. To był też ostatni raz, kiedy widział swojego brata. Roger zmarł w sierpniu.
– Zawsze byłam zdeterminowana, by go odnaleźć. Kto wie, może ta historia pomoże innym rodzinom przechodzącym przez coś podobnego – stwierdziła Alida i dodała na koniec: "nigdy się nie poddawajcie".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.