"O 6 rano odebrałam telefon". Rodzice Krzysztofa Dymińskiego o jego poszukiwaniach
redakcja Topnewsy
24 czerwca 2024, 15:32·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 24 czerwca 2024, 15:32
Rodzina Krzysztofa Dymińskiego nie zaprzestała poszukiwań syna. 17-latek zaginął przed rokiem i od tego czasu nie było od niego znaku życia. Pojawiały się co prawda niepotwierdzone doniesienia, ale nic poza tym. Jak ujawnił ojciec Krzysztofa Daniel Dymiński, rodzina zaginionego nastolatka robi różne eksperymenty. Mama opowiedziała zaś o ostatnim telefonie, jaki odebrała o 6 rano.
Nie wiadomo, co było dalej z nastolatkiem. Obecnie poszukuje go policja. Działania na własną rękę od jakiegoś czasu prowadzą też jego rodzice. Co jakiś czas dostają oni – niepotwierdzone – wiadomości, że ich syn był widziany w którymś miejscu w Polsce.
– Dzisiaj rano o godzinie 6 odebrałam telefon, że pani przypadkiem przeglądając media społecznościowe, natknęła się na ogłoszenie o zaginięciu naszego dziecka i powiedziała, że w zeszłym roku, w sierpniu, w pociągu widziała być może Krzysztofa – powiedziała mama Krzysztofa Dymińskiego w rozmowie z Radiem Zet, którą serwis opublikował w poniedziałek.
Czytaj także:
Rodzice chłopca starannie weryfikują każdą poszlakę. Najcenniejsze miały być dotąd dwie wiadomości. Jedna z nich wskazywała, że ktoś podobny do Krzysztofa być może pojawił się w gospodarstwie na Pomorzu. Druga dotyczyła pieszego, który szedł poboczem w województwie wielkopolskim.
– Te dwa sygnały dały nam nadzieję – przekazała mama Krzysztofa Dymińskiego. Jego rodzice uruchomili też zbiórkę środków na poszukiwania, gdyż ich możliwości finansowe są ograniczone.
Jak przekazał tata chłopca, każdą złotówkę przeznaczają oni na poszukiwania. – Mamy łódkę wykorzystywaną przez armię amerykańską. Firma, która ją nam zbudowała, podobną sprzedała wojskowym z USA. Wykorzystujemy drony. Mamy też odpowiednie silniki zaburtowe, którymi możemy bezpiecznie poruszać się po Wiśle. Posiadamy sonar boczny – powiedział Daniel Dymiński.
Jak mówił tata Krzysztofa, wypływa z kolegami na jeziora i testuje wykrywanie ewentualnych osób i obiektów pod wodą. – Sprowadzamy różnego rodzaju kamery z Chin, które testujemy w wodzie – dodał.
Jednak przyznać trzeba, że do tej pory rodzice Krzysztofa Dymińskiego nie natrafili na żaden sprawdzony ślad pobytu syna. Oby to się zmieniło i wrócił on cały i zdrowy do domu.