Historie zaginięć dzieci zwykle kończą się tragicznie - a przynajmniej o takich głównie czytamy w mediach. Z tą jednak jest inaczej. 11-letni Alex Batty 6 lat temu nie wrócił do domu z wakacji w Hiszpanii. Przed paroma dniami odnalazł się szczęśliwie we Francji. Jego historia jest jednak bardziej niezwykła, niż się wydaje. I nie wszystkie wątki są w niej jeszcze wyjaśnione.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Alex Batty był w 2017 roku na tygodniowych wakacjach z mamą Melanie i dziadkiem Davidem. Ostatni raz chłopiec był widziany 8 października w porcie w Maladze - tego samego dnia miał wrócić do domu w Wielkiej Brytanii. O obojgu dorosłych słuch również zaginął.
Alex został "porwany" przez własną matkę. Dołączył do współczesnych nomadów w Pirenejach
Prawnym opiekunem chłopca jest jego babcia, Susan Caruana, która pozwoliła dziecku polecieć na wymarzone wakacje z matką i dziadkiem. W 2018 roku w wywiadzie dla BBC babcia podejrzewała, że zabrali Alexa do Maroka, by razem z nimi zamieszkał w "duchowej wspólnoty".
Dodała, że oboje szukali alternatywnego stylu życia i nie chcieli, by chłopiec chodził do normalnej szkoły. Ruszyły szeroko zakrojone poszukiwania, mijały lata, a Alex po prostu zniknął. Policja nawet nie wpadła na żaden poważny trop.
"Cud" nastąpił 13 grudnia. Kierowca dostawczaka zauważył nastolatka idącego wzdłuż drogi u podnóża Pirenejów (niedaleko Tuluzy) w deszczowy poranek. "Tłumaczył, że szedł przez cztery dni i wyruszył z jakiegoś miejsca w górach, choć nie powiedział skąd" – relacjonował kierowca, Fabien Accidini.
Wpisał więc jego nazwisko w wyszukiwarce i wyszło na to, że młody włóczęga to zaginiony przed laty Alex. Kierowca zwrócił się o pomoc do służb, a także pożyczył mu swój telefon - chłopak napisał z facebookowego konta Accidiniego do swojej babci.
"Hej babciu, to ja Alex. Jestem w Tuluzie we Francji. Mam nadzieję, że dostaniesz tę wiadomość. Kocham cię, chcę wrócić do domu" – taka wiadomość dotarła do adresatki.
Co się działo z chłopcem? Okazało się, że naprawdę został wciągnięty do jakiejś grupy współczesnych nomadów. Przez ostatnie dwa lata był we Francji. Był członkiem swego rodzaju wędrownej komuny, która co jakiś czas zmieniała miejscówki w odległych dolinach Pirenejów.
Ponoć sporo ludzi "rzuca wszystko i wyjeżdża w Pireneje", by tam prowadzić koczowniczy tryb życia. Pewnie właśnie dlatego policji trudno było go znaleźć. Śledczy przekazali BBC, że Alex nie chciał powiedzieć, gdzie jest jego matka, ani w których rejonach Pirenejów przebywał.
Obecnie 17-letni Alex wrócił na Wyspy w sobotę. Babcia Susan była przeszczęśliwa, że się z nią wcześniej skontaktował. – Rozmawiałam z nim i wszystko jest z nim w porządku. To po prostu szokujące – powiedziała brytyjskim dziennikarzom.
Alex przyjął fałszywe imię Zach. Mieszkał bez matki u pary we Francji
W międzyczasie policja z Wielkiego Manchesteru prowadzi dochodzenie w sprawie zaginięcia i wychodzą na jaw kolejne interesujące fakty.
Teraz dowiadujemy się, że Alex mieszkał we Francji w pensjonacie (Cabania gîte de la Bastide)Frederica Hambye'a i Ingrid Beauve, którzy wzięli go pod swoje skrzydła, choć poznali go pod imieniem "Zach".
Mieszkał tam od 2 lat sam i wykonywał drobne prace w zamian za wikt i opierunek. Traktowali go jak członka rodziny, ale nie przebywał z nimi cały czas, bo parę razy wracał w góry do swojej matki. W pewnym momencie "Zach" wyznał im, że chce zacząć "normalne życie".
Nowi opiekunowie znaleźli mu miejsce w szkole, ale nie miał dokumentów, więc nie mógł się do niej zapisać. Alex stwierdził, że uda się do Wielkiej Brytanii, żeby je wyrobić. Chce bowiem uczyć się informatyki i polecieć do Kanady.
Para Francuzów trzymała za niego kciuki, a także obiecała mu, że drzwi w ich domu są dla niego zawsze otwarte. Przed wyjściem powiedział im jednak, że zamierza wrócić do matki.
Policjantom zeznał, że podjęcie decyzji o ucieczce prawdopodobnie "ułatwiła" mu właśnie jego mama, która chciała zabrać go tym razem do Finlandii (możliwe, że właśnie tam kobieta się teraz znajduje). Najwyraźniej stwierdził, że to już przesada i wybrał się na poszukiwanie pomocy.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.