Słuchając moich rozmówców, zaczynam mieć wrażenie, że wszelkie imprezy rodzinne kochamy wszyscy – dopóki jesteśmy dziećmi i naszym jedynym zadaniem jest cieszenie się czasem z rodziną. Gdy lata mijają, wszystko zaczynamy przeliczać na pieniądze i czas, a wtedy okazuje się, że chrzciny, komunia czy wesele to wyzwanie głównie dla naszego portfela i grafiku. "Tydzień temu dostałam zaproszenie i już zaciskam pasa" – mówi mi Malwina, która nawet nie jest chrzestną dziecka, a już odkłada na sutą sumę do koperty.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiecie, że cały biznes komunijny jest wart około 3 miliardów złotych! Ta suma robi wrażenie. Na co wydajemy aż tyle? Na dewocjonalia, stroje komunijne, dodatki, ozdoby, wynajem sal na przyjęcie komunijne, ale także na prezenty i pieniądze, które dostają dzieci.
Ale zanim dojdziemy do pieniędzy, postanowiłam zapytać znajomych i nieznajomych czy w ogóle lubią być zapraszani na podobne uroczystości.
Gdy rozmawiam na ten temat z przedstawicielami starszego pokolenia, a dokładnie moimi dziadkami, ci nie mogą zrozumieć, dlaczego młodzi są tacy "nierodzinni" i często odmawiają po otrzymaniu zaproszenia na komunię.
"Kiedyś to człowiek czekał na zaproszenie na wesele, a jak dostał za późno albo nie w tej kolejności, co trzeba, to się obrażał" – mówi mi babcia.
Zresztą wystarczy posłuchać rodzinnych anegdot, żeby wiedzieć, że najwięcej historii pochodzi z wesel, chrzcin czy komunii.
Czytaj także:
Naszym dziadkom nie śniło się, żeby z własnej woli opuszczać wydarzenia tak ważne dla własnej rodziny czy społeczności, bo przecież kiedyś na śluby czy chrzciny, czy wesela chodziło się nawet do zaprzyjaźnionej sąsiadki.
Argumentów za było wiele. "Bo nie wypada odmówić, bo można się zabawić, bo trzeba się pokazać, bo alkohol za darmo, tańce, jedzenie, bo to rodzina i trzeba". A jak jest dzisiaj?
– Jak tylko zobaczyłam na Facebooku zdjęcie z zaręczyn mojej kuzynki, to zaczęłam się modlić, żeby tylko nas nie zaprosili – śmieje się moja 26-letnia koleżanka. Podkreśla, że z komunią jet podobnie, chociaż "trochę lepiej", bo niby trzeba dać mniej w kopertę, (chociaż niekoniecznie). Zanim jednak mówi o pieniądzach, stwierdza, że nie lubi tego typu imprez, bo mają charakter religijny.
– Samo bycie w kościele i słuchanie, co ksiądz wbija tym dzieciom do głowy to męczarnia. Chociaż każdy doskonale wie, że w komunii chodzi wyłącznie o prezenty i chyba ta hipokryzja jest dla mnie jeszcze gorsza. Religijna impreza kręcąca się wokół materializmu – tłumaczy mi.
– I chociaż jestem niewierząca, to zbiera mnie na śmiech, gdy ksiądz w kościele przekonuje, że komunia ma duchowy charakter a w prezentach kryje się iphone albo quad od chrzestnej – mówi.
A powszechność pytania "ile dać w kopertę na komunię" daje do myślenia. Co roku (właściwie czemu co roku – inflacja?) powstaje na ten temat masa artykułów, a pod nimi regularnie toczą się wojny.
Jedno stronnictwo można by określić mianem "na-ile-kto-może-sobie pozwolić", a drugie "zwracamy za talerzyk". Oj przepraszam, jest jeszcze trzecie, którego założenia chyba bez złośliwości można sparafrazować hasłem "zastaw się, a postaw się".
Skoro moi rozmówcy chcą pozostać anonimowy, a na komunii każdy dla dziecka (poza rodzicami czy dziadkami) jest ciocią i wujkiem, pozwólmy sobie nazywać wszystkich w ten sposób. To ile dadzą na komunię?
Komunia, wesele, chrzciny – czyli trzy razy pieniądze
Ciocia "na-ile-kto-może-sobie-pozwolić". "Ciocia" ta ma 28 lat, nie ma dzieci, ma chłopaka i kilka kotów i wskazuje, że dla niej prezent na komunię, to nadal prezent dla dziecka, a nie pieniądze dane rodzicom. I to prezent nie droższy niż kilkadziesiąt złotych.
– Jak idę do przyjaciela na urodziny, to nie daję mu w kopercie 300 złotych. Kupuję mu prezent w moim budżecie, zazwyczaj od 50 do 100 złotych. Nie zarabiam kokosów i na siebie samą nie wydaje miesięcznie setek złotych na przyjemności. Więc uważam, że to normalna kwota, w której kupuje dziecku zabawkę. Więcej dla niego nie przeznaczę, a jak komuś to nie odpowiada, to po co mnie zaprasza? – pyta retorycznie.
Ktoś może powiedzieć, że podejście Cioci numer 1 jest rozsądne albo... skąpe i niegrzeczne. Wiele osób uważa bowiem, że kulturalny gość przede wszystkim "oddaje za talerzyk", czyli w kopertę daje tyle, ile wynosi kwota za niego, uwzględniając wszystkie koszty: od jedzenia i napojów, przez wynajęcie sali czy jakieś dodatkowe komunijne atrakcje. A tych w dzisiejszych czasach na wielu przyjęciach nie brakuje.
Czasem to po prostu animator, który zajmie czymś dzieci, albo popularne dmuchane place zabaw w ogrodzie czy malowanie twarzy. Ale nierzadko także atrakcje niczym z wesela, jak fotobudka, bar czy dodatkowe słodkie stoły, które są już atrakcjami za parę tysięcy złotych.
– Ale czy rozrzutność rodziców to powód, żebym ja wydawała więcej? Nie zamierzam roztrwaniać własnych oszczędności na cudze dziecko, które niewiele z tej imprezy zrozumie – opowiada mi Ciocia numer 1.
Ciocia numer 2 wskazuje, że ani zabawki, ani koperta nie jest odpowiednim prezentem, bo albo dziecko nie doceni, pobawi się i wyrzuci, albo zabiorą rodzice. To co kupić? – Pamiątkę, a nie prezent – tłumaczy pięćdziesięciolatka.
– Medalion z Matką Boską, Biblię w wersji dla dzieci, albo kolczyki dla dziewczynki, jakiś porządny, klasyczny prezent – wyjaśnia. W jakiej kwocie? Ciocia numer 2 wskazuje, że w takiej, która nie obciąży zbyt domowego budżetu. Skala jest w końcu szeroka – od książki do złotej biżuterii.
"Dostałam zaproszenie i już zaciskam pasa"
Wiele osób jednak bierze co najgorsze z obydwu systemów i chociaż nie ma pieniędzy, postanawia wydać ich jak najwięcej. Dlaczego? Bo wypada, bo to wstyd dać mniej, bo boją się obgadywania ze strony rodziny. Bo tak jest zgodnie z tradycją.
Ciocia numer 3, czyli Malwina, która idzie na komunię do brata swojej chrześnicy, wskazuje, że na tą imprezę i tak wyda podwójnie. Raz – musi dać na prezent dla małego komunisty, dwa kupić coś dawno niewidzianej chrześniaczce. Mówi, że od kiedy dostała zaproszenie, zaczęła zaciskać pasa.
– Uważam, że jako bliska rodzina (rodzice dziecka to ciocia i wujek Malwiny z pierwszej linii) muszę dać około 500 złotych do koperty dla Szymka. To nie jest dla mnie mało, bo zarabiam 4 tysiące i nie mam w zwyczaju takich kwot wydawać na swoje prezenty – tłumaczy.
– Jak dobrze mi pójdzie, to taką kwotę mogę miesięcznie spróbować odłożyć. W tym miesiącu nie odłożę, bo wydam na prezent, a z oszczędności muszę wyciągnąć jeszcze z 200 złotych na prezent dla własnej chrześnicy. Będę aż 700 złotych do tyłu – wyjaśnia.
Mówi, że powinna zacząć oszczędzać już wcześniej, ale zawsze są jakieś wydatki. Dodaje, że nie uważa, żeby celowała w kwoty wysokie, bo zna komunijny standardy ze strony chrzestnych. A dzieci dzisiaj jak to dzieci – nie znają wartości pieniądza.
Ale jednocześnie jako dzieci XXI wieku sprawnie poruszają się po internecie, a ich lista marzeń jest długa i droga. A wśród nich: drony, quady, smartphony i to nie byle jakie. Słuchawki z jabłuszkiem, tablety, właściwie jakby się zastanowić – głównie elektronika i to z najwyższej półki.
Wiemy, ile do koperty wkładają Polacy
– Moja przyjaciółka też dwudziestokilkulatka planowała dać jako matka chrzestna koło 500 złotych – to dla niej i tak było dużo, a więcej nie miała. Okazało się, że rodzice dziecka z ojcem chrzestnym i jego partnerką umówili się już na zbiórkę pieniędzy na nowego iphone, bo dziecko marzy. No i ona usłyszała od nich, że trzeba dać "ile kto może", ale ten chrzestny dał 2 tysiące. To była dopiero niezręczna sytuacja – wskazuje.
Wielu z nas rezygnuje więc z uczestnictwa w imprezie komunijnej nie tylko z powodu słabych relacji rodzinnych czy niechęci do religijnego charakteru imprezy.
Najzwyczajniej w świecie nie stać nas na ten rodzaj imprezy lub nie chcemy wydawać na nie oszczędności. A ile tak naprawdę powinno się dać w kopertę?
To pytanie, na które odpowiedzi jest wiele, ale podstawowa zasada brzmi – najwięcej oczekuje się od najbliższej rodziny. Patrząc na badania, można zauważyć, że średnio na prezent Polacy przeznaczają 300-500 zł. Niewielka liczba ludzi deklaruje, że z okazji pierwszej komunii daje do koperty powyżej 1000 zł.
Uznaje się, że najwięcej do koperty dzieciom komunijnym wkładają rodzice i chrzestni – nawet około 1000-1500 złotych. Minimum od tak bliskiej rodziny to 500 złotych. Dalsza rodzina i pozostali goście zazwyczaj dają na komunię od ok. 500-300 zł.
Na stronach dotyczących etykiety i dobrego wychowania znajduję nawet wskazówkę, zgodnie, z którą jeśli mamy włożyć do koperty mniej niż 300 złotych, lepiej za to kupić dziecku prezent, a wśród polecanych są raczej te podkreślające religijny charakter uroczystości jak złoty medalik dla dziewczynki czy krzyż dla chłopca. Pytanie, jednak czy dzisiejsze dziecko z takiego prezentu się ucieszy?
Zainteresował Cię nasz artykuł, chcesz podzielić się swoimi przemyśleniami lub podobną sytuacją? Jesteśmy ciekawi twojej opinii i czekamy na listy do redakcji! Napisz do nas na: agnieszka.miastowska@natemat.pl. Możemy opublikować twoją historię.