Trafiła z all inclusive w Turcji do szpitala. Wszystko przez "spleśniałe powietrze" w klimie

Agnieszka Miastowska
02 sierpnia 2024, 06:14 • 1 minuta czytania
W Polsce zakładanie klimatyzacji w domu raczej nie jest powszechne, chociaż noce bywają tropikalnie gorące. Nic więc dziwnego, że na zagranicznych wakacjach chętnie korzystamy z klimatyzacji i włączamy ją także na noc. Czy to może być niebezpieczne? Historia 24-latki pokazuje, że tak. Kobieta po nocy spędzonej w ten sposób trafiła do szpitala. Aż trudno uwierzyć w powód. Chodziło o "spleśniałe powietrze".
Wakacje – kobieta spała z włączoną klimatyzacją. Trafiła do szpitala Fot. Mateusz Kotowicz/REPORTER/EastNews/Instagram
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Spała z włączoną klimatyzacją – trafiła do szpitala

24-letnia Brytyjka na wakacje postanowiła udać się do Turcji. Wraz z rodziną poleciała więc z Londynu do tureckiej Antalyi. Nie trzeba podkreślać, że latem temperatury w Turcji są naprawdę wysokie.


Na szczęście pokoje hotelowe są wyposażone w klimatyzatory, co pozwala gościom odpocząć w komfortowych warunkach.

Niestety nie można powiedzieć, by Liana miała szansę na swoich wakacjach odpocząć – zamiast dobrze się bawić na plaży, kobieta odwiedziła lokalny szpital. Wszystko zaczęło się od tego, że obudziła się lekko oszołomiona, z bolącym gardłem i spostrzegła, że na jej migdałkach jest biały osad.

Została przewieziona do szpitala, a tam zdiagnozowano u niej ciężki przypadek zapalenia migdałków, który jest spowodowany stanem zapalnym gruczołów w tylnej części gardła. Kobieta musiała zostać podłączona do kroplówki.

Absolwentka biomedycyny stwierdziła, że stan kobiety prawdopodobnie jest spowodowany "spleśniałym powietrzem", które musiało wydostawać się z klimatyzacji w jej pokoju hotelowym. Kobieta przerażona tak szybkim pogorszeniem się stanu zdrowia obawiała się nawet, że ma Covid.

"Byłam oszołomiona, bolało mnie gardło. Nie mogłam jeść ani pić. Myślałam, że to znowu covid. Miałam temperaturę, całe ciało mnie bolało" – mówiła Liana, cytowana przez "Daily Mail". Stwierdziła, że pierwszego dnia klimatyzacja na noc była włączona na najniższą moc.

"Podczas snu chyba oddycham najczęściej przez usta i to sprawiło, że się rozchorowałam" – relacjonowała Liana. Okazało się, że kobieta nie mogła przyjmować doustnych antybiotyków, więc przez trzy dni dwa razy dziennie dostawała zastrzyki.

Jak to się stało? Migdałki to pierwsza linia obrony układu odpornościowego przed bakteriami i wirusami, jakie dostają się do naszego organizmu za pomocą jamy ustnej. Już sam ten fakt oznacza, że łatwo ulegają zakażeniu. Zazwyczaj objawy zapalenia migdałków rozwijają się w przeciągu od dwóch do czterech dni. "Uważam, że gdybyśmy nie spali z włączoną klimatyzacją, wszystko byłoby w porządku. Miałem już zapalenie migdałków, ale nigdy nie było tak źle. Jeśli bakteria przedostanie się do gardła, może przedostać się do serca i innych narządów" – zauważyła Liana Foster.

Nie jest to jednak uniwersalna rada. W klimatyzatorach jest dostępna opcja sleep, która dostosowuje temperaturę powietrza w pomieszczeniu do okresu nocnego wypoczynku, nierzadko klimatyzator działa wtedy również ciszej. Jeśli nie mamy problemów ze zdrowiem, nie powinno nam to zaszkodzić.

Warto jednak brać pod uwagę, że klimatyzacja w hotelach mogła nie być serwisowana od dłuższego czasu i warto zgłosić hotelowi, jeśli tylko poczujemy z niej nieprzyjemny zapach.