
Przesmyk suwalski znów jest na ustach całego świata po tym, co o możliwym konflikcie w tym miejscu powiedział brytyjski ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa Philip Ingram. W kontekście rozpoczynających się na Wschodzie manewrów Zapad 2025 mówi on o "poważnym sygnale ostrzegawczym". Czym jednak to, co w dokumentach NATO nosi nazwę "Suwalki Gap", w ogóle jest?
– Obserwujemy zwiększoną obecność wojsk w Kaliningradzie i na Białorusi, nagłe ćwiczenia, nietypowe ruchy wojsk, zakłócanie GPS, sabotaż podmorskich kabli i działania "zielonych ludzików" – tak Philip Ingram wyliczał zagrożenia wokół przesmyku suwalskiego. Tego byłego brytyjskiego oficera, a dziś eksperta w dziedzinie bezpieczeństwa chętnie cytują m.in. "The Sun", "Daily Express" i "Mirror".
Ingram w swojej analizie zaznacza, że "masowe kampanie dezinformacyjne Kremla często poprzedzają realne działania militarne", a z tymi pierwszymi mamy do czynienia w Europie na niespotykaną dotąd skalę. W jakim celu? Specjalista ostrzega przed scenariuszem, w którym skoncentrowanie wojsk rosyjskich i białoruskich związane z zaplanowanymi na 12-16 września manewrami Zapad 2025 (pol. Zachód 2025) miałoby stanowić wstęp do próby zajęcia przesmyku.
Co to jest przesmyk suwalski? Strategiczny punkt dla NATO i Rosji
Przesmyk suwalski w NATO-wskiej nomenklaturze oznacza obszar obejmujący po stronie polskiej w rejonie miast Suwałki, Augustów i Sejny. Dlaczego ten uroczy region z pagórkami, jeziorami i puszczą stał się tak ważny w grze mocarstw? Wszystko dlatego, że w tzw. optyce militarnej to właśnie jego kontrola może przesądzić o losach całej wschodniej flanki NATO.
Ten pas ziemi na mapie Europy wygląda niepozornie, ale zarówno dla strategów Sojuszu Północnoatlantyckiego, jak i Kremla jest kluczowym punktem. Położony na pograniczu Polski, Litwy, rosyjskiego Obwodu Królewieckiego i Białorusi przez niektórych nazywany bywa dziś "najniebezpieczniejszym miejscem na Ziemi".
Przesmyk suwalski:
To właśnie sprawia, że "Suwalki Gap" jest tak wrażliwy na potencjalne działania wojenne, które mogłyby go zablokować i odciąć sojusznicze wsparcie dla Litwy, Łotwy i Estonii.
Żeby zrozumieć, o co chodzi z przesmykiem suwalskim, warto też spojrzeć na historię. Otóż przed 1991 rokiem przesmyk nie miał właściwie wielkiego znaczenia militarnego. Zmieniło się to diametralnie po rozpadzie ZSRR, a następnie przystąpieniu Polski i krajów bałtyckich do NATO oraz Unii Europejskiej. Wtedy na Kremlu zaczęli twierdzić, że oddzielony od reszty Federacji Rosyjskiej Obwód Królewiecki znalazł się "w kleszczach Zachodu".
Sam termin "Suwalki Gap" został ukuty przez byłego prezydenta Estonii Toomasa Hendrika Ilvesa, który porównując to miejsce do przesmyku Fulda z czasów zimnej wojny, chciał zwrócić uwagę na strategiczną lukę w obronie NATO. Od tego momentu region stał się centralnym punktem dyskusji o bezpieczeństwie wschodniej flanki Sojuszu.
Przesmyk suwalski jest kluczowy dla transportu wojsk, sprzętu i amunicji do państw bałtyckich. W przypadku konfliktu jego kontrola jest niezbędna do udzielenia Bałtom wsparcia militarnego. Blokada tego korytarza przez siły rosyjskie i białoruskie byłaby więc strategicznym paraliżem NATO.
Kluczowym elementem infrastrukturalnym regionu jest Via Baltica (fragment drogi międzynarodowej E67 startujący w Warszawie, a kończący się w Tallinie), która łączy Europę Zachodnią z państwami bałtyckimi. Duże znaczenie dla specyfiki miejsca mają też wspomniane wcześniej warunki geograficzne, czyli liczne pagórki porośnięte lasami, a otoczone jeziorami i bagnami. Jest to naturalnym atutem NATO, utrudniając ofensywne operacje i manewry ciężkiego sprzętu wroga ze Wschodu.
Nie jest jednak tak, że przesmyk jest strzeżony tylko przez Matkę Nautrę. Jak wielokrotnie podkreślały władze Polski, Litwy, a także Niemiec, które na litewską ziemię wysłały swoją brygadę pancerną, zapalny punkt codziennie jest pod okiem tysięcy żołnierzy sojuszniczych. Istotne znaczenie w tej militarnej grze ma m.in. ulokowane w Elblągu Dowództwo Wielonarodowej Dywizji Północny-Wschód.
Niestety zagrożenie wokół przesmyku suwalskiego nie ogranicza się tylko do ewentualnego konfliktu zbrojnego. To byłby najgorszy scenariusz, ale eksperci wskazują także na rosnące ryzyko tzw. działań hybrydowych. Obejmują one incydenty typu naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez białoruskie śmigłowce, czy zagłuszanie sygnału GPS nad Bałtykiem.
W odpowiedzi na te zagrożenia państwa wschodniej flanki NATO regularnie organizują wspólne ćwiczenia wojskowe, takie jak "Żelazny Obrońca-25", w których bierze udział aż 34 tys. żołnierzy.