Tak straż miejska potraktowała dzieci sprzedające lemoniadę. "To już nie jest Polska"

Bartosz Godziński
25 czerwca 2024, 15:22 • 1 minuta czytania
W wakacje sporo dzieciaków sprzedaje na ulicach lemoniadę, owoce, czy nawet własnoręcznie zrobioną biżuterię, by sobie dorobić do kieszonkowego. Zwyczaj nie jest nowy i jednym się podoba, a drugim wręcz przeciwnie. W Gliwicach ktoś doniósł strażnikom, że dziewczynki zrobiły sobie kramik przy ulicy. Zdjęcie z interwencji rozpaliło internet.
Dziewczynki sprzedawały lemoniadę na ulicy w Gliwicach. Do czasu interwencji straży miejskiej Fot. Info GLIWICE 24/7 / Facebook
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Dla części z was może się to wydawać zaskakujące, ale jest mnóstwo osób, które nie pochwala takiej mody nauki zaradności czy spędzania wolnego czasu po zakończeniu roku szkolnego. Nie chodzi tylko o to, że taki niezarejestrowany handel jest prawnie zabroniony, ale zdaniem przeciwników, dzieci powinny być dziećmi i się bawić, a nie pracować.


"Zatrudnianie dzieci w fabrykach odeszło do przeszłości. I słusznie, bo do dziś jest bolesną zadrą w historii wieków minionych. Dzieci po prostu pracować nie powinny i to naszą – dorosłych – rolą jest zapewnienie im spokojnego, dostatniego dzieciństwa. W miarę możliwości oczywiście" – pisał w felietonie Konrad Bagiński z InnPoland. Tylko co, jeśli sprzedają lemoniadę... dla zabawy, bo podpatrzyły to w amerykańskim filmie, chcą się pozbyć starych zabawek lub po prostu potrafią robić bransoletki z muliny i mogą sobie na tym już zarabiać, a rodzice nie mają pieniędzy na wszystkie zachcianki? Temat jest mega złożony, powraca co wakacje i każdy będzie mieć swoje zdanie.

Straż miejska zwinęła lemoniadowy biznes dziewczynek z Gliwic. "Szkoda dzieciaczków"

Nie znamy dokładnego kontekstu tej interwencji z Gliwic. Nie wiemy, co skłoniło te dzieciaki do założenia ulicznego sklepiku, wiemy za to, że komuś naprawdę to przeszkadzało. I to jest zdecydowanie gorsze zachowanie, o czym za chwilę.

Straż miejska, owszem, wlepia mandaty dorosłym, obwoźnym handlarzom (niekiedy staruszkom, co też wywołuje kontrowersje), ale dzieciakom? W tym wypadku było to jednak "tylko" pouczenie, które pewnie na długi czas popsuje ich żyłkę do biznesu (np. w analogicznej sytuacji w Stanach, policjanci, zamiast pouczać, kupili lemoniadę).

"Dziewczynki zostały pouczone, że nie wolno sprzedawać na ulicy lemoniadę i musiały rozejść się do domu. Na szczęście skończyło się bez mandatu. Szkoda dzieciaczków" – czytamy w opisie do zdjęcia.

Widzimy na nim dzieciaki przy stoliku, zza którego sprzedawały lemoniadę, parę strażników miejskich i rowerzystę, które musiał pewnie z bliska podjechać i zobaczyć, co się dzieje, bo trudno mu było uwierzyć, w to co widział. Nie tylko jemu. "Mogli od razu nasłać skarbówkę i sanepid. Porażka. Brawa dla dzieci, które uczą się przedsiębiorczości!", "Bardzo miło ze strony Straży Miejskiej, mogli powalić na glebę, spałować, skonfiskować...", "No tak! A jak mnie pod oknem menele do czwartej rano się awanturują i nie dają spać, to ich nigdy nie ma. Wstyd!", "To już nie jest Polska, bo nawet nie można zarobić własnymi rękami na wakacje czy na wakacjach!", "Żenujące, a gdzie oni są, jak dzieje się coś złego" – komentują wzburzeni internauci.

Na grupce "Info GLIWICE 24/7" z jednego z komentarzy dowiemy się, że "Niestety straż przyjechała na wezwanie jakiegoś życzliwego donosiciela! Dramat". Tak więc nie ma co też hejtować mundurowych, bo otrzymali zgłoszenie (pewnie "społecznik" nie powiedział, że chodzi o dzieci, tylko o nielegalny handel) i musieli pojechać to sprawdzić. Gdyby jednak wystawili mandat tym dziewczynkom, to wtedy już nie miałbym na to racjonalnego wytłumaczenia.