"Mięsożerna choroba" zabija co trzecią zakażoną osobę. Ich liczba wzrasta w zastraszającym tempie
Japońskie ministerstwo zdrowia ostrzegło przed gwałtownym wzrostem liczby potencjalnie śmiertelnych zakażeń wywołanych przez paciorkowce. Problem jest szczególnie zauważalny w Tokio. Liczba przypadków jest około trzykrotnie wyższa niż w zeszłym roku – przekazuje Reuters.
Tamtejszy resort zdrowia na początku miesiąca opublikował raport, z którego wynika, że w całym kraju zakażenia są diagnozowane czterokrotnie częściej niż w przeciągu ostatnich pięciu lat. Tylko do 10 marca odnotowano 474 przypadków STSS (ang. streptococcal toxic shock syndrome / zespół paciorkowcowego wstrząsu toksycznego).
"Japan Times" podaje inne statystyki: w Japonii zdiagnozowano 517 infekcji, a w samej Japonii 88. Przekroczyło to tym samym o ponad połowę liczbę przypadków w całym zeszłym roku, a mamy dopiero marzec. W obawie przed chorobą m.in. Korea Północna odwołała mecz w Pjongjangu. Miała zmierzyć się we wtorek z Japonią w eliminacjach do piłkarskiego mundialu.
STSS to "mięsożerna choroba". Paciorkowce prowadzą do niewydolności narządów
Choroba jest rzadka i raczej nie wywoła kolejnej epidemii - przekonywał w "Reutersie" Hitoshi Honda, profesor chorób zakaźnych z Fujita Health University. Możliwe więc, że nie będzie hipotetyczną "chorobą X". Nieprzypadkowo jednak nazywana jest "mięsożerną".
Bakterie, a konkretnie paciorkowce grupy A zwykle powodują np. choroby gardła u dzieci, a czasem ludzie noszą je w sobie bez objawów. Niektóre jednak prowadzą do poważnych komplikacji zdrowotnych.
W przypadku STSS w Japonii paciorkowce pochodziły głównie ze szczepu M1UK (a chorymi były przede wszystkim osoby po 30-stce). Bakterie w takim wariancie wnikają głęboko w organizm m.in. w tkanki (czyli w "mięso") oraz w krew, obniżają jej ciśnienie i prowadzą do niewydolności wielu narządów m.in. serca, nerek, wątroby, a w konsekwencji do śmierci.
STSS ma niestety wysoką śmiertelność - wynosi aż 30 procent, czyli co trzecia zakażona na nią osoba umiera. Rozprzestrzenia się drogą kropelkową i bezpośredni kontakt z chorą osobą. Bakterie mogą też wniknąć do organizmu przez rany. Lekarze zalecają m.in. dokładne opatrywanie ran i higienę rąk, do której akurat ostatnio się przyzwyczailiśmy.