Nowe fakty po śmierci zgwałconej Lizy. Oto, co przeżywał jej chłopak
Chłopak Lizy nie wiedział nic – wszystkiego dowiedział się z mediów
O tym, co działo się z chłopakiem Lizawiety po gwałcie na niej dowiedzieliśmy się tylko dzięki Nastii Podorożnej. To jedna ze współorganizatorek "cichego marszu" ku pamięci 25-latki, który odbył się 6 marca w okolicy ulicy Żurawiej, gdzie Liza mieszkała i gdzie przeżyła największą tragedię.
Nastia w rozmowie z TOK FM przekazała, że Daniel – chłopak kobiety – z kilku powodów nie wiedział, co dzieje się z jego partnerką. – Jak wielu migrantów, partner Lizawiety nie zawarł z nią małżeństwa. O szczegółach śledztwa dowiadywał się z mediów, gdzie niektóre informacje były błędne – powiedziała w rozmowie z medium.
Aktywistka wskazywała, na fakt, że kobieta jest imigrantką z Białorusi, co miało ogromne znaczenie już po ataku. – Lizawieta nie była ubezpieczona. Jej rodzina w pierwszych dniach, kiedy ona walczyła o życie, musiała się martwić, z czego opłaci ogromne rachunki ze szpitala. Rozbija mi to serce – wskazała Nastia Podorożna.
Czytaj także: https://topnewsy.pl/2261,usa-kobiety-otrzymaly-powitalne-drinki-potem-zostaly-zgwalconeWskazała, że Daniel dla śledczych jest "człowiekiem z ulicy", w dodatku nieidealnie mówiącym po polsku. Podkreślała, że chłopak założył zbiórkę na leczenie Lizy, wierząc, że ta wyzdrowieje, ale potem pieniądze musiał przeznaczyć na pogrzeb.
Pieniądze wpłacone na Lizę zostały zwrócone darczyńcom na konto, a Daniel musiał założyć nową zbiórkę na pochówek i pomoc prawną. Nastia Podorożna wskazała, że ręczy za tę zbiórkę i intencje mężczyzny. – Daniel chce pochować Lizę w godny sposób oraz sprawić, żeby była godna reprezentacja w sądzie i sprawiedliwy wyrok dla sprawcy – mówiła Podorożna w TOK FM.
Zaskakująca opinia sąsiadów o Dorianie S.
Jak już pisaliśmy, dziennikarze "Faktu" odwiedzili rodzinne miasto sprawcy na Śląsku. To, co powiedzieli jego sąsiedzi, ma przedstawiać Doriana S. w zupełnie innym świetle.
– To niepojęte, że ten grzeczny chłopak zrobił taką krzywdę tej Białorusince. Nie znamy go z tej strony – mówili sąsiedzi rodziny Doriana S. Jak czytamy w tabloidzie, gdy Dorian S, był nastolatkiem, niczego mu nie brakowało. Był dobrze wychowany, w ciepłym, rodzinnym domu. – To normalna, zwykła rodzina i dlatego nie jesteśmy w stanie w to uwierzyć, że doszło do czegoś tak okropnego. Znamy go z zupełnie innej strony – dodała inna osoba. Kolejna sąsiadka dodała, że w domu nigdy nie było przemocy ani awantur, po prostu nic złego się tam nie działo. – Jakieś 3-4 lata temu wyprowadził się z dziewczyną do Opola, miał tam szukać pracy, potem znalazł się w Warszawie – dodali rozmówcy "Faktu".