Pilna decyzja po porwaniu Polki w Czadzie. Nieoficjalnie: rząd wyśle samolot

Rafał Badowski
14 lutego 2024, 10:08 • 1 minuta czytania
Polski samolot wojskowy poleci po lekarkę uwolnioną wczoraj z rąk porywaczy – takie nieoficjalne informacje przekazało Radio Zet. Do porwania 27-Polki Aleksandry doszło w piątek w Czadzie w szpitalu Saint-Michel w mieście Dono Manga.
Fot. Screen / Twitter / Radosław Sikorski
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Polka porwana w Czadzie, 27-letnia Aleksandra, pracowała jako lekarka i została uprowadzona ze szpitala przez czterech mężczyzn. Wiadomo już, że 13 lutego udało się odbić ją z rąk porywaczy. Na jaw wyszły wstrząsające kulisy porwania. Miało dojść do wymiany ognia – podał serwis naTemat. Jak ustaliło Radio Zet, nasze wojsko jest gotowe do wysłania wojskowej maszyny do Czadu. Miałaby ona odebrać uwolnioną Polkę. Pod uwagę brany jest też scenariusz, że 27-letnia Aleksandra zostanie przetransportowana przez wojska francuskie na teren Francji. I dopiero stamtąd miałby ją odebrać polski samolot wojskowy.


Porwanie 27-letniej Aleksandry w Czadzie

27-letnia Aleksandra w rękach porywaczy znalazła się w piątek 9 lutego. Kobieta pracowała jako lekarka w szpitalu prowadzonym przez międzynarodową katolicką organizację Caritas. Jak podał "Super Express", czterech mężczyzn wtargnęło do szpitala za dnia i siłą uprowadziło kobietę. Informację o czwórce porywaczy potwierdziły też media z Czadu. Ksiądz Wojciech Podgórski, misjonarz z Ekwadoru w rozmowie z portalem opowiedział, kim jest kobieta.

Jak relacjonował, misja w Czadzie nie jest jedyną w życiu młodej lekarki. Aleksandra jeszcze jako studentka medycyny wyjechała do Ekwadoru. Ksiądz Podgórski wyjaśnił, że jako wolontariuszka była całkowicie oddana swojej pracy. – Na terenie parafii mieliśmy dużo ubogich osób w rozsianych w dziesiątkach wiosek. Ola jeździła do nich z pomocą. To bardzo pokorna dziewczyna, brała na siebie każdą pracę, która była potrzebna – mówił ksiądz Podgórski. – Na terenie parafii mieliśmy dużo ubogich osób w rozsianych w dziesiątkach wiosek. Ola jeździła do nich z pomocą. To bardzo pokorna dziewczyna, brała na siebie każdą pracę, która była potrzebna – dodał duchowny. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w rozmowie z se.pl ujawniło, że na miejscu pracowało wojsko z Czadu, ale nie tylko. – Jest też żandarmeria, są siły francuskie. Akcja jest intensywnie prowadzona. Wszystko monitoruje Centrum Operacyjne MSZ – przekazał 13 lutego Paweł Wroński, rzecznik dyplomacji MSZ.

Podkreślał, że akcja poszukiwawcza Polki nie jest prosta ze względu na ukształtowanie terenu. – To z jednej strony teren trudny do penetracji, z racji na strumienie, czy wąwozy. Jednak z drugiej strony trudno niezauważenie z niego uciec. Obserwacja wyznaczonego przez służby obszaru prowadzona jest też ze śmigłowca – tłumaczył w rozmowie z portalem Wroński.

Odbicie Polki z rąk porywaczy – wymiana ognia

Czadyjskie media donosiły natomiast, że do odnalezienia Aleksandry i czterech porywaczy zaangażowano wszystkie siły porządkowe. Minister bezpieczeństwa Mahamat Charfadine Margui, który nadzorował akcję, wezwał do współpracy z policją i innymi służbami miejscową ludność. O wsparcie zostali poproszeni nawet przywódcy lokalnych wspólnot religijnych.

Jak już podawaliśmy w naTemat, 13 lutego Radosław Sikorski poinformował o odbiciu Polki z rąk czadyjskich porywaczy. "SE" dowiedział się jednak od bliskich Aleksandry, że ta została ranna.

Jak się okazało, Polka została odbita przez siły czadyjskie w dynamicznej akcji i nie jest ranna. – Tam była wymiana ognia, jej (polskiej lekarce) nic się nie stało, nie doznała żadnych obrażeń, została przewieziona śmigłowcem. Pan minister gratulował już rodzinie. Wiadomo, że na miejscu są również nasze służby konsularne, są też już na miejscu osoby bliskie – podał rzecznik MSZ Paweł Wroński.