Mrówki faraona są coraz częstszą zmorą mieszkańców Wrocławia. Jak piszą wrocławianie, problem powtarza się co roku. Wszystko przez to, że faraonki bardzo szybko się rozmnażają.
Zaczyna się od kilku owadów, po czym błyskawicznie opanowują całe mieszkania i chodzą długimi ścieżkami po ścianach czy podłodze. Co może jeszcze bardziej frustrować, zwykłe środki owadobójcze okazują się nieskuteczne.
"Fakt" opisuje w tym kontekście sytuację na osiedlu Nowy Dwór, którego mieszkańcy skarżą się na plagę mrówek faraona. Niszczą żywność, a czasem nawet domowe sprzęty. Roznoszą bakterie i czy inne mikroorganizmy, które mogą wywoływać choroby.
"Rok w rok to samo... Faraonki. Poprzednim razem tylko zgłosiliśmy w spółdzielni problem, jeśli chodzi naszą klatkę. Teraz nawet nie zgłaszam, bo pewnie znowu nikt nie zareaguje. Jakieś skuteczne metody?" – pytała na osiedlowej grupie "Osiedle Nowy Dwór Wrocław" zdesperowana mieszkanka.
Inny mieszkaniec, którego historię przytacza dziennik, skarżył się, że w mieszkaniu było prawdziwe zatrzęsienie mrówek. Gdy ktoś zostawił w kuble resztki mięsa czy pasztet, od razu pojawiały się tam faraonki w ogromnej liczbie. Przyczyną miały być młode królowe, które szukały miejsca na nawe gniazdo.
Mrówki zakradają się dosłownie wszędzie. Są w palnikach w kuchence, w pralce, a nawet w żelazku. "Jak upiekę chałkę, to mam z wkładką po całości. (...) Mam nawet w czajniku, soli, cukrze" – napisała pani Kamila.
Mieszkańcy poinformowali o sytuacji spółdzielnię mieszkaniową. Stamtąd jednak zrozumienie nie nadeszło. Kobieta, która zgłosiła sprawę, usłyszała, że nie ma na to funduszy i ma zakleić kanał plastrem.
"Na Budziszyńskiej już z rok walczymy, a w spółdzielni powiedzieli, że oni to ewentualnie klatkę mogą spryskać, a i tego pewnie nie zrobili" – napisała inna mieszkanka Wrocławia.