Czy można sobie zarezerwować grzyba w lesie? Okazuje się, że niektórzy tak robią. Powód jest raczej oczywisty, ale czy na pewno jest zgodne z niepisanymi zasadami grzybiarskiego savoir-vivre? Mamy złą wiadomość dla tych, którzy uważają się za Panów Lasów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sezon na grzyby w pełni, co można też zobaczyć po karteczkach umieszczanych w lasach przy jeszcze niewykształconych borowikach, kaniach, prawdziwkach i innych skarbach w kapeluszach. Może to są tylko żarty, a może nie. Jesteśmy sobie w stanie wyobrazić bowiem kulisy tej sytuacji.
Ktoś po prostu wcześniej zauważył młodego grzyba, ale chciałby go zerwać, kiedy już podrośnie. W obawie przed tym, że ktoś mu go w międzyczasie podbierze, zostawia wiadomość, czasem z prośbą, a czasem ostrzeżeniem z napisem w stylu: "Nie zbierać, rezerwacja". Niektórzy nawet dodają datę zaklepania grzyba czy nawet numer telefonu.
Czy można sobie zarezerwować grzyba? Można, ale nikt nie musi tego przestrzegać
Absurd, prawda? I co robić w takiej sytuacji? Nie wszyscy znają niepisane zasady grzybobrania. Niektórzy nawet po złości zbierają zarezerwowane grzyby, o czym już w zeszłym roku informowały Lasy Państwowe, ale jak widać, w tym sezonie problem powrócił.
W poście leśników jest przekomiczna wymiana zdań. Ktoś zerwał zarezerwowane kanie i wysłał na podany przy kartce numer mmsa ze zdjęciem znaleziska... usmażonego na talerzu. Niedoszły zbieracz aż chciał zadzwonić na policję. Pewnie to fejk (przynajmniej screen wiadomości), ale jestem w stanie uwierzyć w taką reakcję zapalonego grzybiarza.
I ludzie tak serio robią, o czym świadczy dodatkowo komentarz pani Haliny pod postem wyżej: "Parę ładnych lat temu też zostawiłam informację, że te maleńkie opieńki są moje, tylko czekam, żeby porosły. Niestety na drugi dzień już niczego nie było. Pozdrawiam grzybiarzy".
Dlatego Lasy Państwowe przypominają, że nie prowadzą rezerwacji grzybów. "Każdy grzyb czeka na pierwszego znalazcę. Jesteśmy pewni, że wystarczy dla każdego" – czytamy w poście. Tak więc obowiązuje zasada: kto pierwszy, ten lepszy. Przynajmniej na grzybobraniu w państwowych lasach. Na prywatne działki lepiej się zapuszczać.
Nie wszyscy też wiedzą, że nie ma znaczenia, czy grzyby wycinamy nożykiem, czy wykręcamy. – Prawda jest taka, że grzybom jest to obojętne, ponieważ owocnik, jak dojrzeje, to i tak obumiera, później zagniwa, także nie ma to znaczenia, czy tego grzyba wytniemy, czy wyrwiemy – wyjaśniał leśnik z Bieszczad.
Jeśli zebraliśmy grzyba, ale po czasie pojawiły się wątpliwości, czy aby nie jest trujący, to dobrym pomysłem jest wybranie się do najbliższej siedziby stacji sanitarno-epidemiologicznej. Dyżurują w nich grzyboznawcy, którzy za darmo ocenią, czy dany grzyb nadaje się do jedzenia.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.