Czy jedna wiadomość może przerwać długoletnie małżeństwo? Pewnie, że tak, bo też zależy, co w niej przeczytamy. Okazuje się, że czasem wystarczy bardzo niewiele, jeden skrót jak SWMBO i... koniec. Ta historia jest zaskakująca i dla jednych zachowanie kobiety może być zrozumiałe, a dla drugich wręcz oburzające.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kobieta napisała anonimowy list do redakcji portalu Mamamia. "Decyzja o opuszczeniu męża zapadła, gdy przeczytałam wiadomość, którą wysłał, gdy mój syn miał dwa lata. Nie spodziewałam się, że to nadejdzie, a powinnam" – zaczęła swoją opowieść.
Znali się 10 lat, od 5 lat byli małżeństwem i doczekali się syna. Najbardziej przeszkadzała jej jedna rzecz
Dalej możemy przeczytać, że narodziny dziecka w życiu jej męża nic nie zmieniły. Dalej wychodziły na piątkowe lunche, które przeradzały się w piątkowe popijawy pod pretekstem poszerzania swojej sieci kontaktów, a w czwartki uprawiał sport i nie opuścił ani jednego treningu.
W tym czasie ona sama zajmowała się niemowlakiem. Wspierała jednak męża w pełni, jako żywiciela rodziny, a nawet prosiła własnych rodziców o pieniądze na jego firmę.
"Nie chcę zabrzmieć jak męczennica – mocno wierzyłam, że między rodzicami jest podział obowiązków, bo oboje nie możemy zrobić wszystkiego, ale to było małżeństwo i musieliśmy się wspierać. Byłam wtedy za młoda, aby zdawać sobie sprawę, że to uczucie i szacunek nie były odwzajemnione" – napisała.
Tak naprawdę najbardziej przeszkadzało jej to, że nigdy nie mówił jej o swoich planach. Nie wiedziała, czy wróci na kolację, czy może się umówić do fryzjera, czy idzie na drinki z kumplami z pracy.
Miał tłumaczyć się tym, że nie musi jej o wszystkim mówić. Kiedyś byli "najlepszymi przyjaciółmi", a teraz ciągle w ich domu wybuchały kłótnie. Ich małżeństwo zaczęło się sypać.
Mąż nazywał ją wśród znajomych SWMBO. To przelało czarę goryczy
Pewnego piątkowego poranka jej mąż brał prysznic. Jego telefon ciągle "pikał" od nowych wiadomości. Postanowiła sprawdzić, kto i co pisze, bo to mogło być coś ważnego. Wiadomości były wysyłane na czasie grupowym z kolegami z klubu sportowego.
Zauważyła, że mąż rano nawet nie przyszedł z nią przywitać i sprawdzić, co u dziecka, ale miał czas, by wysłać taką wiadomość: "Chyba dzisiaj nie dam rady dotrzeć. SWMBO powie, że nie". Była zaskoczona, bo o nic ją nie pytał. Poszła do łazienki, by dowiedzieć się co to, znaczy.
– To znaczy: "Ta, której masz być posłusznym" (org. She Who Must Be Obeyed) – odparł beznamiętnie. Kobieta napisała, że poczuła się, jakby ktoś jej dał w pysk. Na marginesie dodam, że to znane określenie slangowe (czasem nadawane w żartach), które wzięło się z opowiadania "Ona: czyli historia niezwykłej wyprawy", które doczekało się licznych adaptacji. Tak nazywano tam wszechpotężną królową Ayeshę.
"Po pięciu latach małżeństwa tym właśnie się dla niego stałam" – napisała. Kobieta poczuła się tym bardzo dotknięta, bo nigdy nie zależało jej na tym, by był jej posłusznym lub "pytał o pozwolenie jak nastolatek", ale chodziło jej o wzajemny szacunek. Prosiła go tylko o jedną rzecz: by mówił jej, gdzie jest, co wynikało z troski o losy członka rodziny.
Przeraziło ją też, że nikt z jego znajomych nie dopytywał, o co chodzi, więc musiał już wcześniej ją tak nazywać. "Nigdy, przenigdy nie zamierzałam już całować czy spać z mężczyzną, który tak mnie nazywa po 10 latach bycia razem. Nawet wtedy, gdy zostałam matką jego syna" – wyznała.
Stwierdziła, że doszła do miejsca, z którego nie ma już powrotu. Nie miała wyjścia, tylko spakowała się, zabrała dziecko i wyprowadziła się z domu w kolejnym tygodniu.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.