Znakiem rozpoznawczym Krzysztofa Stanowskiego jest umiejętność wbijania kija w mrowisko. Okazuje się, że talent do tego ma w nawet w temacie tak przyjemnym jak psy i koty. Dziennikarz swoimi postami wkurzył zarówno psiarzy, jak i kociarzy. I chociaż jego posty były żartami, to zagotowały komentujących na poważnie. Na koniec został zapytany o to, czy pies według niego zdycha, czy umiera. Jak odpowiedział?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mówi się, że ludzi dzielimy na dwie grupy – psiarzy i kociarzy. Idąc tym tropem, Stanowskiemu udało się wkurzyć wszystkich. (I to na pewno wszystkich, bo dostało się nawet hodującym rybki).
Zacznijmy od kotów. Wkurzyć kociarza albo skłócić ze sobą podgrupy kociarzy jest bardzo łatwo. Wystarczy zarzucić temat tego czy koty powinny swobodnie wychodzić na dwór, czy raczej nigdy nie oglądać świata zewnętrznego, by pozostać bezpiecznymi.
Stanowski swoim postem sprowokował zwolenników tego, że koty to zwierzęta niewychodzące i napisał: "Jeśli masz kota i musisz zamykać okna, żeby ci nie uciekł, to zastanów się, czy stworzyliście rodzinę, czy zakład karny".
Wielu komentujących wzięło to mocno do serca. Jedna internautka napisała wprost, że poczuła się zaatakowana i spytała dziennikarza, jakby się czuł, gdyby ktoś "nabijał się z niego, że ma dzieci"?
To nie był koniec. Dalej Stanowski postanowił narazić się "psim matkom". "Nie jesteś żadną psią mamą, ani nie masz psiecka. Pies miał swoją prawdziwą mamę i rodzeństwo, ale go porwałaś, uwięziłaś, a teraz to tylko syndrom sztokholmski" – napisał dziennikarz.
Ten wpis wiele osób również potraktowało na poważnie, argumentując Stanowskiemu, dlaczego tylko człowiek może być odpowiedzialnym opiekunem zwierzęcia.
"Tak. Pies w schronisku miał mamę, rodzeństwo, zjeżdżalnię wodną i grilla co czwartek" – napisała jedna z komentujących, traktująca całą sprawę z pełną powagą.
Nie można nie zauważyć, że Stanowski najzwyczajniej w świecie robił sobie żarty, dla podbicia własnych zasięgów, do czego zresztą sam przyznał się w innym poście. Jego wyznanie jednak nie zatrzymało karuzeli, którą sam wcześniej porządnie rozkręcił.
Jeśli jego eksperyment na coś się przydał, to dziennikarz miał jeden wniosek z kłótni z kociarzami i psiarzami: "Z psami siadło lepiej liczbowo, ale pod wpisem o kotach jednak lepsze zesr**sko i lepsze trofea zdobyte:)))))))))))))".
Stwierdził on, że w stosunku do psa i kota zawsze będzie używał słowa "zdychać", co nie zostało społecznie zaakceptowane. Nie zgadzali się z nim zwykli użytkownicy języka, ale także inni językoznawcy, którzy wskazywali, że język zmienia się, co oddaje nasz coraz bardziej ludzki stosunek do zwierząt. Ludzie orzekli, że Bralczykowi zabrakło empatii.
I chociaż wiele osób mogło obstawiać, że trollujący Stano będzie po stronie Bralczyka, akurat w tej kwestii zgodził się z tłumem, odpowiadając, że "u niego" (w jego słowniku) pies umiera. Może gdyby internauci dotarli do tego komentarza, nabraliby trochę dystansu do trollingu dziennikarza.