U Jerzego Stuhra w 2011 roku zdiagnozowano raka krtani. Niestety, choroba powróciła, a aktor postanowił opowiedzieć o niej w wywiadzie. Nawiązał także do chorującego na raka Zbigniewa Ziobro. – Mam dokładnie to samo co Ziobro. Takie samo cięcie. [...] Mam dla niego współczucie, bo leżałem na takim samym łóżku. I wiem, co to jest – podkreślał.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Aktor w wywiadzie z dziennikarką "Newsweeka" opowiedział o swoim leczeniu onkologicznym, które miało miejsce w zeszłym roku. Przypomnijmy, że chorobę u aktora po raz pierwszy zdiagnozowano w 2011 r., udało się ją zaleczyć, ale rok temu nastąpił nawrót.
– Wznowa jest częstym przypadkiem w nowotworze. Ale wytrzymałem – opowiedział w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką. Zaskakujące mogło być nawiązanie do chorującego na raka Zbigniewa Ziobry, któremu aktor szczerze współczuje.
– Wiem, jak to boli. Wiem, co to znaczy nie móc podnieść ręki, nie móc wstać. Prawie trzy tygodnie byłem na OIOM-ie – dodał Jerzy Stuhr. Aktor mówił o rozbudzaniu w sobie nadziei na wyzdrowienie, ale także o najtrudniejszych momentach swojej choroby.
– Myślałem tylko o tym, ile jeszcze kroków dzisiaj? Dokąd dojdę? Do łazienki czy do recepcji? Z balkonikiem czy dam radę o własnych siłach? Jestem zaprawiony w chorobach. Widocznie mam silny organizm, że wszystko to wytrzymuję – skomentował przewrotnie.
Od czasu operacji krtani Jerzemu Stuhrowi udało się wrócić do pracy i napisać książkę o tytule "Z biegiem dni. Pamiętnik ostatniego roku". Aktor wyreżyserował także spektakl "Geniusz" w Teatrze Polonia.
Najtrudniejsze były jednak pierwsze momenty po diagnozie w roku 2011, gdy lekarze odebrali nadzieję aktorowi, proponując mu leczenie paliatywne.
– Lekarze popełnili przy moim leczeniu parę poważnych błędów. Np. uznali w pewnym momencie, że jestem przypadkiem paliatywnym i można mi co najwyżej pomóc godnie umrzeć – wyjaśniał Stuhr w innym wywiadzie.
Lekarze wstawili mu stenty przełyku, a następnie trafił na leczenie onkologiczne do Gliwic. – A tam pytają: "jak mamy panu zrobić radioterapię, jeśli pan ma rury w środku?" – opowiadał Jerzy Stuhr w rozmowie z portalem mp.pl. Wskazywał, że uratował go wtedy docent Marcin Zieliński, torakochirurg z Zakopanego.
– Powiedział kolegom z Gliwic: "Niech pan Stuhr do mnie przyjedzie". A do mnie: "wyciągnę panu te rury. Ryzyko jest spore, operacja będzie trudna, ale przecież jeśli pójdzie pan na kolację z Catherine Deneuve, nie będzie pan jadł papki". Ten człowiek w tak prosty sposób przywrócił mi wiarę i siłę... Wiedział, co powiedzieć. Operacja się udała i można było rozpocząć leczenie – tłumaczył aktor.
– Chirurg przy ciężkiej operacji, bo to jest niezwykle skomplikowana operacja, powinien mieć pewną rękę i nie powinien mieć w tyle głowy jakichś emocji i obaw. Uznałem, że za własne pieniądze, nie występując o różne refundacje, ale z własnych oszczędności taką operację za granicą opłacę – przekazał były minister w rozmowie z telewizją wPolsce.pl.