Interwencja miała miejsce w okolicach południa, 30 marca na ulicy Miłej w Poznaniu. Policja została wezwana, by wesprzeć ratowników medycznych, którzy pomagali leżącemu na chodniku, pobudzonemu i agresywnemu mężczyźnie. 30-latek został zabrany karetką do szpitala.
– W trakcie przewozu miał on stracić przytomność. Ratownicy przywrócili mężczyźnie funkcje życiowe jeszcze w karetce. W szpitalu sytuacja się powtórzyła i pomimo udzielonej pomocy 30-latek zmarł. Ciało decyzją prokuratora zabezpieczono do badań sekcyjnych – mówił portalowi epoznan.pl Łukasz Paterski z poznańskiej policji.
Do redakcji zgłosił się czytelnik, który jest zbulwersowany przebiegiem interwencji. Jego zdaniem, młody człowiek został "zabity" na ulicy Dąbrowskiego, w rejonie Ogrodów, przez policjantów z poznańskich Jeżyc. "Funkcjonariusze zostaną pozwani o nadużycie władzy oraz spowodowanie utraty życia" – napisał.
Łukasz Paterski w rozmowie z "Faktem" opisał szczegóły interwencji i odpiera oskarżenia. – Zarzuty czytelnika portalu są absurdalne. Policjanci, żeby doprowadzić go do karetki, musieli go obezwładnić i zakuć w kajdanki. W karetce został już rozkuty – przekazał policjant z Poznania.
Dodaje, że mężczyzna był prawdopodobnie pod wpływem środków odurzających. Dopiero sekcja zwłok i prokuratorskie śledztwo pozwolą ustalić, czy tak było naprawdę. Jednak już teraz nieoficjalnie wiadomo, że mężczyzna miał zażyć narkotyki. "Głos Wielkopolski" dowiedział się, że w jego moczu wykryto opioidy.