Lil Gnar to niespełna 28-letni muzyk z Atlanty. "Zdobył popularność dzięki energicznym utworom, często utrzymanym w estetyce trapu i rapu", a także robi karierę w modzie ulicznej. "Projektuje swoje własne ubrania i współpracuje z różnymi markami modowymi. Jego styl jest często ekscentryczny i odzwierciedla kreatywność artysty zarówno w muzyce, jak i w modzie" – mogliśmy przeczytać w opisie warszawskiego koncertu.
Amerykanin wystąpił 24 lutego w klubie Oczki, a na afterze chyba świetnie się bawił. Na Instagramie, gdzie obserwuje go milion osób, dodał zdjęcie, które wywołało ogromne kontrowersje. Lil Gnar w ręce trzyma biało-czerwoną flagę, na której się podpisał. Dodatkowo stoi na pupie dziewczyny, która jest w samej bieliźnie.
Fotkę dodatkowo podpisał: "The king of Poland. Polski Gnarski" (potem edytował i zostawił tylko drugie zdanie). Królem polski jednak raczej nie zostanie. Sekcja komentarzy została wypełniona rasistowskimi komentarzami, których nie wypada cytować. Dlatego skupię się tylko na tych, które dotyczą biało-czerwonej flagi.
"Ty k***o, za zniszczenie flagi powinieneś zostać połamany i wylądować na intensywnej terapii!", "Masz zakaz grania koncertów w Piasecznie, pecie", "Mam nadzieję, że jak tu jeszcze kiedyś przyjedziesz, zostaniesz odpowiednio doceniony za niszczenie flagi", "Chłop sprofanował symbol narodowy, ale w sumie czego się spodziewać po rapowo-influencerskim fandomie i twórcach takowych treści" – piszą internauci.
Oberwało się też kobiecie ze zdjęcia. "Jak nisko trzeba upaść, żeby robić za podnóżek. A ty, żeby niszczyć flagę jakimiś bazgrołami? Wstyd", "Kobiety chcą szacunku, a same do siebie go nie mają. Brawo, przypomina mi się opowieść z 'Poranka kojota' o szczoteczkach do zębów w d...", "Ale to jest zajebiście przykre, jakaś dziewczyna zgadza się na fotę sugerującą, że flaga Polski i polskie dziewczyny to wycieraczki i można po nich deptać. Gdyby była w porządku to za taką propozycję splunęłaby mu w gębę" – krytykują.
Pomimo tego, jest też sporo komentarzy, w których internauci śmieją się z afery i oburzenia Polaków. Z kolei sam post na Instagramie został polubiony w dwa dni przez 60 tys. osób.