W życie weszły nowe karty powołania do wojska, które przeraziły wiele osób. Z rozporządzenia Ministerstwa Obrony Narodowej wynika, że w razie wybuchu wojny lub mobilizacji, osoby powołane do wojska mają jedynie 6 godzin na dotarcie do jednostki. W innym razie grozi im więzienie. Czy to prawda?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
13 stycznia wszedł nowy wzór karty powołania do służby wojskowej. Są w nim zapisane okoliczności stawiennictwa w czasie wojny lub powszechnej mobilizacji. Internautów zelektryzowała wojskowa definicja słowa "natychmiast", a właściwie "NATYCHMIAST".
"Termin 'NATYCHMIAST' oznacza, że osoba powołana powinna nie później niż w ciągu sześciu godzin od powzięcia informacji o ogłoszeniu mobilizacji powszechnej lub wybuchu wojny stawić się do określonego w tej karcie miejsca stawiennictwa" – czytamy we wzorze karty.
Wcześniej jest za to pouczenie o karze, jaka ma grozić za niestawienie się do wojska. "Kto w czasie mobilizacji lub wojny będąc powołany do czynnej służby wojskowej nie zgłasza się do tej służby w określonym terminie i miejscu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3" – czytamy.
Na osoby powołane do służby padł blady strach, bo co jeśli nagle wybuchnie wojna i nie będą jak mieli dotrzeć na czas, bo np. będą za granicą? Czy będzie im grozić więziennie? Okazuje się, że nie.
Zamieszanie wokół 6 godzin stawiennictwa do wojska. Ktoś nie doczytał przepisów...
Nowelizacja przepisów została wprowadzona z powodu Ustawy o obronie Ojczyzny, która weszła w życie dwa lata temu. Nowa karta powołania określa m.in. kogo dotyczy konkretny czas stawiennictwa. Nie każdy powołany musi dotrzeć do wojska "natychmiast".
Podporucznik rezerwy Krzysztof Szymański tłumaczył w rozmowie o2.pl, że zmiana stawiennictwa na sześć godzin dotyczy tylko i wyłącznie żołnierzy rezerwy, posiadających karty mobilizacyjne w których jest adnotacja "natychmiast". Mowa tu więc o niewielkiej grupie osób, a nie wszystkich zdolnych do służby. Skąd więc ta zmiana?
Żołnierze rezerwy, którzy muszę się stawić "natychmiast", też mają opcję awaryjną, gdyby nie mogli dotrzeć na czas. Mogą po prostu zadzwonić do swojej jednostki i przekazać, że będą, ale nie za 6 godzin. Jeśli ktoś nie ma fizycznej możliwości dotarcia na czas, to nie zostanie przecież od razu uznany za dezertera.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Wcześniej nie było określonego dokładnie czasu w zakresie stawiennictwa po ogłoszeniu mobilizacji lub rozpoczęcia wojny. To nie żaden pobór ani branka do armii! To dotyczy garstki, naprawdę garstki ludzi z kartami mobilizacyjnymi. A "straszenie więzieniem"? To zawsze było w karcie mobilizacyjnej jako wymieniony paragraf. Ktoś nie doczytał i zaczęło się dmuchanie balonika. Tu akurat dobrze postąpił MON i Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji.