Za swojego życia przeżyliśmy już kilka rzekomych końców świata, więc na informacje o kolejnych patrzymy z wielkim dystansem. Tym razem ten wyliczony przez naukowców wydaje się całkiem realny i bardzo prawdopodobny, bo prawa fizyki są nieubłagane. Na szczęście go... nie dożyjemy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Koniec świata zafunduje nam nasza najbliższa gwiazda, która codziennie nas ogrzewa i pozwala rosnąć roślinom. Słońce ma jednak niestety "termin ważności" i nie będzie płonąć w nieskończoność. Jego śmierć spodziewana jest za wiele lat i zabierze ze sobą do grobu Ziemię, a także naszych sąsiadów. Dlaczego?
Słońce pochłonie Ziemię za 5 miliardów lat. Po drodze czekają nas jeszcze inne "niespodzianki"
"Zgodnie z przewidywaniami naukowców za ok. 5 miliardów lat Słońce zacznie umierać, z czym związane będzie przejście w fazę czerwonego olbrzyma. Tracąc cały swój wodór, Słońce będzie się rozszerzać i w ten sposób najpewniej w całości pochłonie dwie najbliższe mu planety. Badacze przeprowadzili symulacje hydrodynamiczne, według których Ziemia nie musi skończyć dokładnie tak samo, jak Merkury i Wenus" – podaje komputerswiat.pl.
Ziemia zostanie zniszczona przez Słońca za 5 mld lat, ale życie na naszej planecie skończy się dużo wcześniej, choć i tak z perspektywy człowieka to niewyobrażalny szmat czasu. Za miliard lat bowiem wyparują oceany, a jasność Słońca zwiększy się o 10 procent. Jeżeli do tego czasu Ziemianie nie wyemigrują gdzieś poza Układ Słoneczny, to marny ich los.
Zguba może nas czekać jednak duuuużo wcześniej. Pomijając losowe wypadki jak uderzenie meteorytu czy burze słoneczne, które trudno przewidzieć, klimatolodzy z Melbourne ostrzegają, że jeśli nic nie zrobimy, by wyhamować globalne ocieplenie, to możliwe, że dożyjemy nie tyle końca Ziemi, lecz ludzkości. Prognozy mówią, że nasza cywilizacja skończy się w 2050 roku.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.