Aplikacje randkowe z założenia mają nam pomóc znaleźć miłość lub okazję na szybki numerek, ale nie wszystkim się to udaje. Są jednak osoby, którym idzie to łatwiej - z jednej strony są bardziej elastyczne, a z drugiej strony są najbardziej pożądane. O kim mowa?
Okazuje się, że najłatwiej na Tinderze mają osoby biseksualne, czyli takie, które odczuwają pociąg zarówno do kobiet, jak i mężczyzn. Mają po prostu szersze pole do manewru, bo szukają dopasowania u obu płci, więc statystycznie szybciej znajdują drugą połówkę. Jest jednak mroczna strona tego medalu. Czasem dostają zaskakujące propozycje - zwłaszcza jeśli są kobietami.
"Zdarzyło się, że całkiem obiecujący kawaler, dowiedziawszy się o mojej biseksualności, zmienił się w wąsatego wuja na weselu: 'Słuchaj, mam taką fajną koleżankę. Zobaczysz, spodoba ci się, będziemy się dobrze bawić'" – wspominała Carrie z Mokotowa na łamach "Wysokich Obcasów".
Zauważyła, że ludzie mają błędne wyobrażenie o tej orientacji seksualnej - nie oznacza ona bowiem, że wszystkie osoby bi od razu lubią trójkąty damsko-męskie. A takich ofert od szukających eksperymentów par hetero dostają ponoć mnóstwo. "Na Tinderze poluje się na nie jak na jednorożce" – zapewniła.
"Trójkąty z przypadkowymi heterykami są nisko na naszej liście priorytetów. Parafrazując popularny mem: 'Gdybym chciała rozczarować dwie osoby naraz, zadzwoniłabym do rodziców'" – dodał Carrie.
Z tego też powodu niektóre osoby biseksualne nie ujawniają się na Tinderze np. w informacji na profilu. Dopiero z czasem przyznają się do swoich preferencji, gdy już dobrze wybadają teren i sprawdzą, czy nie ma nim pułapek.