"Warszawskie zapalenie opon mózgowych" to hit. Tak zachowujemy się po przeprowadzce do stolicy
"Warszawskie zapalenie opon mózgowych" – nowy trend
O warszawiakach od mieszkańców innych miast można usłyszeć różne opinie i właściwie trudno trafić na taką w pełni pochlebną. Często słyszy się, że warszawiacy są aroganccy i wyniośli. Ten stereotyp często pojawia się w kontekście dominującej roli Warszawy jako stolicy kraju. Ten najgrzeczniejszy brzmi tak, że mieszkańcy stolicy to zestresowani pracoholicy.
Niektórzy uważają, że mieszkańcy Warszawy należą do finansowej elity – bo zarobki w tym mieście są najwyższe w Polsce, jednak przypomnijmy, że najwyższe są też koszty życia i ceny mieszkań. Jedno jest pewne – mieszkańcy Warszawy (przyjezdni nazywani słoikami), jak i rodowici Warszawiacy mają swoje specyficzne zachowania i przyzwyczajenia.
Warszawskie zapalenie opon mózgowych. Co to?
Niektórzy uważają, że po przeprowadzce do Warszawy stali się innymi ludźmi i udzieliła im się gorączka stolicy. Niepochlebnie i humorystycznie nazwano to właśnie "warszawskim zapaleniem opon mózgowych". Kojarzy wam się to z czymś?
Brzmi podobnie do wyrażenia "pieluszkowe zapalenie mózgu". To określenie używane nieformalnie, często ironicznie do opisania stanu umysłu czy zachowania rodziców, szczególnie świeżo upieczonych, którzy są tak mocno zaangażowani w temat opieki nad dzieckiem, że zdominowało to wszystkie prowadzone przez nich rozmowy.
Używa się go, by opisać sytuację, gdy ktoś zaczyna skupiać się prawie wyłącznie na dzieciach, co sprawia, że rozmowy i zainteresowania tej osoby koncentrują się tylko wokół życia rodzicielskiego, pomijając inne tematy.
Domyślacie się już czym jest "warszawskie zapalenie opon mózgowych", prawda? To czas na parę przykładów z TikToka, gdzie wymienianie tego, co robimy po przeprowadzce do stolicy, stało się viralem.
Swojego tiktoka na ten temat nagrała m.in. Aleksandra Zysk, znana z TopModel modelka plus size.
Rzeczy, które świadczą o tym, że dostałam "warszawskiego zapalenia opon mózgowych". Chodzę na pilates, chodzę na matchę, jeżdżę ciągle wszędzie uberem, nigdy nie lubiłam kawy, a teraz zaczęłam być zainteresowana robieniem sama sobie przelewu.
O symptomach warszawskiego zapalenia opon mózgowych opowiadała też tiktokerka @.oliwkowo.
Nie szkoda mi zapłacić 25 zł za kawę na wynos. Można powiedzieć, że Starbucks to mój drugi dom. Wszędzie jeżdżę Uberem. Nie pamiętam, kiedy wracałam nocnym autobusem z imprezy. Uwielbiam zamawiać jedzenie na wynos. To znaczy takie z dowozem. To jest bardzo proste, bardzo wygodne i zbyt łatwe. Totalnie nie przejmuję się tym, w jakim stroju wychodzę do sklepu, do Żabki czy na bazarek. Potrafię wyjść w piżamie, tylko naciągnę na tą piżamę bluzę, potrafię wyjść w klapkach [...]. Gdziekolwiek do innego miasta bym nie pojechała, dziwi mnie, że nie ma tam metra.
Oczywiście do każdej wypowiedzi należy podchodzić z przymrużeniem oka, bo jest to trend komediowy. Ciekawą kwestię poruszyła tiktokerka znana jako @laskowskaania. Kobieta podkreśliła, że sama jest z Warszawy, więc nie mogła śledzić u siebie zmiany, która zaszła w niej po przeprowadzce do stolicy, ale na pewną zabawną kwestię w jej zachowaniu zwrócił uwagę jej mąż.
Zauważyła, że gdy załatwia jakąś oficjalną sprawę i pytana jest o swój adres, podaje numer ulicy, budynku i drzwi, ale nie podaje nazwy miasta. Tak, jakby zakładała, że osoba, z którą rozmawia również jest z Warszawy.
W moim mózgu to logiczne, że jak nie podaję miasta to chodzi o Warszawę.