Polaka ukąsił komar w USA. Zmarł po 5 latach walki z rzadkim wirusem
Końskie zapalenie mózgu, znane również jako wschodnie końskie zapalenie mózgu (Eastern Equine Encephalitis, EEE), to groźna choroba wirusowa, która atakuje zarówno ludzi, jak i zwierzęta. Jest niezwykle rzadka, ale i niezwykle niebezpieczna. Niedawno w TopNewsach pisaliśmy o innym, podobnym przypadku śmierci z powodu ukąszenia komara. Wirus EEE jest przenoszony głównie przez komary z rodzaju Culex, które zakażają się, żerując na ptakach będących naturalnym rezerwuarem wirusa. Choroba ta jest szczególnie niebezpieczna ze względu na swoje gwałtowne objawy oraz wysoką śmiertelność, która wśród ludzi wynosi od 30 procent do 70 procent.
Choroba atakuje mózg i błyskawicznie pogarsza stan fizyczny, powodując niepełnosprawność. Często kończy się to śmiercią. Nie ma nią szczepionki.
Polak zmarł w USA po ukąszeniu komara z wirusem EEE. 5 lat walczył o życie
– Nie żartuję, kiedy mówię, że życie może zmienić się w mgnieniu oka, bo tak właśnie było w naszym przypadku – powiedziała w rozmowie z "The Post", 18-letnia Amelia Pawulska, córka zmarłego.
Jej ojciec 5 lat temu nagle poczuł się bardzo źle, po tym jak pielił przydomowy ogródek. To wtedy został ukąszony przez komara i już dzień później zaczął skarżyć się na silne bóle głowy i wymiotował żółcią. Trafił do szpitala i przeszedł operację, która miała zmniejszyć obrzęk mózgu.
Niestety pojawiły się komplikacje i zapadł w dwumiesięczną śpiączkę. Lekarze na początku byli zdezorientowani, bo nie wiedzieli, co mogło doprowadzić go do takiego stanu. Ryszard Pawulski miał cukrzycę i wyleczonego raka, więc dbał o swoje zdrowie, nie pił alkoholu i nie palił papierosów.
Dopiero kiedy w stanie Connecticut odnotowano też inne przypadki zakażenia wirusem EEE, zrozumieli, że może to być właśnie to. Łącznie w 2019 roku cztery osoby zachorowały po ukąszeniu komara, ale tylko polskiemu imigrantowi udało się wtedy przeżyć.
Jednak lekarze przedstawili rodzinie fatalną diagnozę. Uszkodzenie mózgu było tak ciężkie, że mężczyzna nawet po przebudzeniu mógł nie być tą samą osobą. Były dwie możliwości: podtrzymywanie jego życia przy pomocy specjalistycznej aparatury lub odłączenie wtyczki.
Bliscy wybrali drugą opcję, gdyż uważali, że pan Ryszard też by tego chciał. Po przetransportowaniu go do hospicjum i przygotowania całej procedury... zdarzył się cud. Mężczyzna nagle wybudził się ze śpiączki i zaczął mówić.
Radość jednak trwała krótko. Przez kolejne lata pan Ryszard był przenoszony pomiędzy szpitalami i domami opieki, a jego kolejne organy (nerki, wątroba, płuca) były atakowane przez powikłania.
Były dni, kiedy nie był w pełni świadomy i np. nie wiedział, który jest rok, ale były też takie, kiedy zachowywał się zupełnie normalnie. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności.
Kiedy rodzina pytała go, jak mija mu dzień, odpowiadał: "Mój dzień jest świetny. Obudziłem się. Mogę oddychać samodzielnie. Mogę mówić samodzielnie. Mogę iść do łazienki samodzielnie. Nie mam powodów do zmartwień".
W ostatnim czasie trafił do hospicjum. Lekarze nie mogli już nic więcej zrobić. Bezpośrednio do śmierci przyczyniło się zarażenie gronkowcem złocistym, odpornym na antybiotyki. Jego organizm był tak wyniszczony, że wyleczenie tego okazało się niemożliwe.
Kilka dni przed śmiercią Ryszard Patulski zachowywał przytomność umysłu i zdążył się pożegnać z żoną i córką i powiedzieć im, jak bardzo je kocha. Zmarł w poniedziałek, 14 października.
Wirusa EEE przenoszonego przez komary na szczęście nie ma w Polsce.
Wirus EEE jest endemiczny, występuje głównie w Stanach Zjednoczonych, szczególnie na wybrzeżu atlantyckim, wschodnim wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej oraz w niektórych częściach Kanady. W Europie, przypadki EEE są rzadkie i zazwyczaj związane z podróżami do regionów, gdzie wirus jest powszechny.
W Polsce nie odnotowano dotychczas żadnych przypadków zachorowań na EEE. W kraju występują jednak inne choroby przenoszone przez komary, takie jak wirus Zachodniego Nilu, choć i te przypadki są rzadkie.