Miłość łatwiej znaleźć w kościele, niż na Tinderze. "Bajkopisarze nas oszukali"

Bartosz Godziński
12 października 2024, 09:59 • 1 minuta czytania
Niemal co trzeci Polak korzysta z aplikacji randkowych. Jedni szukają tam "miłości" na jedną noc, a inni swojej drugiej połówki na wspólne spędzenie reszty życia. O ile ci pierwsi mają spore szanse na sukces, o tyle ci drudzy mogą mieć z tym problem. Więcej sensu ma chodzenie do kościoła w celu znalezienia przyszłego męża lub żony. Dlaczego?
Randkowanie przez Tindera to jeden z najgorszych sposobów na znalezienie miłości Fot. Alexander Mass / Pexels
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pierwsze zdanie nie jest na wyrost. Z przeprowadzonego w zeszłym roku przez firmę Digital Time badania wynika, że  aplikacji randkowych używa 32 proc. Polek i Polaków. Nie tylko singli, bo 21 proc. ankietowanych przyznało się, że korzysta z tych apek również będąc w związkach.


To jednak nie artykuł o zdradach, ale o poszukiwaniu miłości. Felietonistka "Wysokich Obcasów" znana pod ksywą Carrie z Mokotowa, dotarła to jeszcze innych, dla wielu zaskakujących badań i wyciągnęła praktyczne wnioski dla osób, którym doskwiera samotność, bo nie mogą sobie kogoś znaleźć.

Z aplikacji randkowych chętnie korzystamy, bo wierzymy w miłość od pierwszego wrażenia. Taką jak w filmach romantycznych, książkach czy poradnikach. Liczymy, że coś takiego pojawi się już na pierwszej randce. A jak nie na tej, to na kolejnej z kimś innym. I tak dalej. Czujemy, że wreszcie nadejdzie Ten Moment.

"Magiczny głos w głowie mówi ci, że to właśnie ten jedyny lub ta jedyna. Zaczynacie rozmawiać i wszystko się klei. Nie trzeba wiedzieć o sobie nic więcej: jak wiesza papier toaletowy, czy chrapie albo dłubie w nosie w trakcie jazdy samochodem, czy ten ktoś kopie gołębie, spacerując po parku. To wszystko pikuś w obliczu potężnej mocy przeznaczenia, która połączy was na wieki" – napisała w felietonie.

Gdzie najlepiej szukać miłości? Na pewno nie na Tinderze, lepiej poprosić o pomoc znajomych

Problem w tym, że jest minimalna szansa na to, że zakochamy w się w osobie poznanej na Tinderze. I właśnie o tym mówią wspomniane badania. W 2021 roku psycholożki Danu Anthony Stinson, Jessica J. Cameron, Lisa B. Hoplock z kanadyjskich uniwersytetów opublikowały artykuł o najbardziej skutecznych metodach na znalezienie miłości.

Przeprowadziły meta-analizę i przepytały niemal 2000 osób. Konkretnie chodziło o to, gdzie zainicjowały swoje związki. Można to jednak przełożyć na bardziej ogólne refleksje o tym, gdzie jest największa szansa na to, że coś zaiskrzy. Poniżej wyniki w postaci listy: od najlepszego do najgorszego sposobu na znalezienie partnera/partnerki.

Dwa wnioski nasuwają się same. Tradycyjne sposoby odnajdywania ukochanej osoby są nadal najskuteczniejsze, w tym nawet coś tak archaicznego jak swatanie przez rodzinę! Na szarym końcu są metody online i randka w ciemno. Naprawdę lepiej więc iść na spotkanie oazowe (5. miejsce), a jeszcze lepiej: na pielgrzymkę. Musimy być jednak wtedy osobami wierzącymi, bo religia może stać się kością niezgody.

Co więcej: uczucie między przyjaciółmi też może się w końcu narodzić i to właśnie jest najskuteczniejszy i w sumie logiczny sposób. Tymczasem właśnie w romansidłach czy kolorowych magazynach jest odwrotnie: najlepsi kochankowie to "tajemniczy nieznajomi" i lepiej jest "pozostać przyjaciółmi" niż psuć wieloletnią relację, bo przecież nic z tego nie wyjdzie. Guzik prawda.

"Bajkopisarze nas oszukali" – stwierdza Carrie z Mokotowa i też wyciąga swoje wnioski. "Po pierwsze: łatwiej wygrać na loterii, niż znaleźć miłość jak z filmu na Tinderze. Po drugie, nie zakochamy się w kimś po jednej kawie albo drinku. Po trzecie, czas na poważną rozmowę z przyjaciółmi – jeśli do tej pory nie umówili was na randkę z miłością waszego życia, niech lepiej wezmą się do roboty" – zauważyła.

Co też oczywiście nie znaczy, że nie ma miłości od pierwszego wejrzenia i nie znajdziemy miłości w aplikacji randkowej. Sam znam takie pary, którym się to udało. Chodzi bardziej o to, że nie powinniśmy się załamywać po kilku nieudanych randkach, bo możliwe, że naszą drugą połówkę już poznaliśmy lub czeka na nas wśród naszych znajomych.