Ludzie ostrzegają przed all inclusive w Turcji. Oto 10 rzeczy, które zaskoczyły mnie na Riwierze

Rafał Badowski
26 sierpnia 2024, 09:17 • 1 minuta czytania
Tyle się mówi o wakacjach all inclusive w Turcji. To bardzo popularny kierunek wśród Polaków na letni urlop, a jednak pojawiały się różne doniesienia dotyczące kiepskiego standardu usług w hotelach, zachowań innych Polaków na wakacjach czy też samych Turków. Postanowiłem na własne oczy sprawdzić, jakie będą moje wrażenia po wakacjach all inclusive. Oczywiście mogłem trafić zupełnie inaczej, więc tekst nie ma na celu opisania "jak jest w Turcji", a jest jedynie subiektywnym osobistym doświadczeniem po tygodniu na Riwierze Tureckiej.
Czy warto jechać na all inclusive do Turcji? Sprawdziłem. Na zdjęciu tarasy w Pamukkale. Fot. Rafał Badowski / naTemat
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Kilka pierwszych punktów dotyczy standardu w czterogwiazdkowym hotelu na Riwierze Tureckiej pomiędzy Antalyą a Kemer. Dlaczego o tym piszę? Bo 4 gwiazdki to jednak może nie luksus, ale czystość i usługi bez zarzutu jako niezbędne minimum. A może coś więcej. Nie wiem, czy tak jest wszędzie na Riwierze Tureckiej, ale mam prawo przypuszczać, że przynajmniej w naszym miasteczku z zewnątrz infrastruktura gdzie indziej wygląda tam podobnie. Różowo to nie wyglądało, a czytając liczne newsy o all inclusive w Turcji w Top Newsach czy w naTemat, siłą rzeczy zwróciłem na te kwestie uwagę. Bo hotel na każdym kroku przypominał, że czasy minionej świetności ma może dziesięciolecia za sobą. Całe szczęście, że jego pracownicy też mieli świadomość, iż tak to wygląda.


1. Dobre jedzenie

Tego można się było obawiać po wszystkich niedociągnięciach w hotelu, o czym poniżej. Tymczasem okazało się, że posiłki były całkiem w porządku i zróżnicowane. Na pewno można było się najeść: mnóstwo świeżych warzyw: surowych, marynowanych, w sosach, jako dodatek do dań, ciekawie przyprawionych. Do tego mięso, sery, owoce, napoje, słodycze, do wyboru, do koloru. Nie natknąłem się na nic nieświeżego, twardego, smakującego czy pachnącego dziwnie. Dla kogoś przyzwyczajonego do tradycyjnej polskiej kuchni prosta kuchnia z turecką nutą była miłą odmianą.

2. Wi-Fi w hotelu? Tak, ale za 10 euro

To było niemiłe zaskoczenie. W ofercie biura podróży było jasno napisane, że wi-fi jest dostępne w lobby hotelowym. I chociaż podskórnie czułem już jakąś pułapkę wynikającą z niejasnego sformułowania, mającą na celu wyciągnięcie od turystów dodatkowych pieniędzy, to nie myślałem, że tak wprost usłyszymy, iż za wi-fi po prostu trzeba zapłacić około 40 zł, czyli 10 euro lub 10 dolarów. Bo inaczej internetu po prostu nie będzie. Wówczas pani recepcjonistka poprosiła o mój telefon i sama wpisała jedno z haseł do wi-fi z kartki, bym przypadkiem go nie podejrzał. Trochę prowizorka, trochę niskich lotów, trochę nie przystoi w hotelu 4-gwiazdkowym.

3. Mrówki w łazience

Nie oczekiwaliśmy cudów po all inclusive, ale czystość to wymaganie minimum. W tym kontekście 4 gwiazdki tego hotelu to jakiś ponury żart. W pokoju chodziły mrówki faraonki i nie zostało z tym nic zrobione przez kilka dni naszego pobytu. Usłyszeliśmy tylko enigmatycznie, że będzie dezynfekcja, ale nie wiadomo, kiedy. Przy podłodze odpadające listwy były poklejone "na odwal się" czarną taśmą, podobnie na balkonie, gdzie było powybijanych kilka szyb. I takie było powitanie wieczorem pierwszego dnia.

4. Prysznic odpadł ze ściany

To już była przesada. Po prostu wyłamała się główka. Nigdy czegoś takiego nie widziałem, w jakiejkolwiek łazience czy hotelu. W recepcji nie wydawali się zaskoczeni, gdy przyszedłem z główką od prysznica. Od razu przyszedł do nas pan, owinął naprędce taśmę wokół złamanej części, w ten sposób na nowo przytwierdzając go do ściany.

5. Klimatyzacja nie działała

Na początku chłodziło, ale nie wystarczająco. Potem przestało praktycznie w ogóle, co przy prawie 40 stopniach w dzień i niemal 30 w nocy było nie do wytrzymania. Do tego wydobywający się bardzo dziwny zapach, delikatnie mówiąc, wilgoci albo mniej delikatnie – stęchlizny i kałuża wody na podłodze, która powstała, bo cały czas kapało z urządzenia. Wspomniany pan od wszystkiego najpierw przyszedł, coś 5 minut pomajstrował i poszedł. Nic się nie zmieniło. Wrócił po pół godziny, tym razem zajęło mu to 20 minut, ale w pokoju zapanował błogi chłód.

6. Turcy od razu pomagają

Jedno trzeba obsłudze hotelowej oddać. Reagowała od razu. Widać, że mieli świadomość, iż hotel po prostu "nie dowozi". Natychmiast przychodził wspomniany "pan od wszystkiego".

Najbardziej reprezentacyjna i komunikatywna pani z recepcji, która nie bała się uśmiechać, była w kryzysowych momentach wysyłana przed restaurację w trakcie posiłków, by rozładować panujące wśród gości hotelowych napięcie. Zapewne chodziło o zminimalizowanie ryzyka skarg i niepochlebnych opinii w sieci, ale nieważne. Zapisywała kolejne skargi i pracownicy hotelu reagowali, naprawiając niedociągnięcia, a wspomniana pani pytała potem, czy wszystko jest w porządku.

7. Business is business i wszechobecne podróby

Wydaje się, że w Turcji wszystko służy temu, by bez skrępowania zarabiać na turystach. Nie ma co się dziwić, bo to główna gałąź gospodarki. Ale główne wrażenie jest takie, że jest to działanie na granicy prawa. W sklepach na półkach i na straganach na każdym kroku piętrzą się efektownie wyglądające podróby butów, bluz, koszulek czy toreb z markami Adidasa, Tommy'ego, Louis Vuitton, Nike'a i wielu innych. Na przykład obuwie do złudzenia przypomina oryginalne projekty, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Koszt? Można potargować się do 25 euro za jedną parę. Na lotnisku w Antalyi niejednego zdziwi, że w Burger Kingu stoi sobie duża lodówka ze sztandarowym tureckim piwem. To samo w innych sieciówkach gastro.

Ten sam fastfood ma jednak na lotnisku swoje, wygórowane ceny za kanapki, tak jak inne lokale sieciowe. Nie zapłacimy za nie odpowiednika 20-30 zł, tylko za zestawy jakieś 80-100 zł. Po tygodniu spędzonym w Turcji mogę spokojnie powiedzieć, że Rosjanie są tam bardzo mile widziani. Cały czas pytano nas, czy stamtąd jesteśmy. Jak twierdzą Polacy, których spotkałem, są traktowani lepiej niż nasi rodacy, bo zapewne jako najczęściej przyjeżdżający goście zostawiają też mnóstwo gotówki.

8. Euro? Może być i dolar albo lira!

Ich otwarte podejście widać też u wielu sprzedawców, którzy gotowi są przyjąć po równym kursie mniej warte od euro dolary. Czyli 1 dolar = 1 euro. Nie chcesz pozbywać się unijnej waluty? Nie ma problemu. Możesz zapłacić i miejscowymi lirami, i polską kartą, i dolarami. Tylko w jednym przypadku sprzedawca policzył mi o jedną dziesiątą więcej dolarami, niż gdybym zapłacił euro. Ale wtedy transakcja wyniosła równowartość około 120 zł.

9. Turcy nie są już tak namolni

W poprzednich dziesięcioleciach można było myśleć, zwłaszcza wizytując tureckie bazary, że wręcz w dobrym tonie jest dociskanie klienta do muru, gdy tylko nieśmiało rozglądał się po towarach. Nasi rodacy przestrzegali przed namolnymi sprzedawcami. Wówczas, czując krew, po prostu osaczali taką osobę i trudno się było "na miękko" wyplątać bez stanowczego protestu. Dziś dalej zaczepiają, ale bardziej na luzie, żartem (na przykład krzyczą do Polaków "Radio Maryja" czy "Maryla Rodowicz"), a gdy mówisz stanowczo "dzięki", przyjmują to z uśmiechem i dalej jesteś dla nich "brat" czy "przyjaciel". To jest powszechne. Wydaje się, że dzięki przyjazdom turystów z Unii, w tym Polaków, Turcy przyswoili sobie, że, szanując odmowę, nie będą sprawiać, że potencjalni klienci będą bali się podejść do stoiska, by nie zostać osaczonym. Ot, różnice kulturowe, które zrozumieli.

10. Turcy mówią najlepiej po rosyjsku

Z angielskim jest na pewno trochę lepiej niż 15 lat temu, gdy dzwoniłem do hoteli, próbując skontaktować się pilnie ze znajomą, a nie wiedząc dokładnie, w którym hotelu jest. Na ogół w sklepach się dogadasz, ale znacznie lepiej idzie im mówienie po rosyjsku i tylko na tym przykładzie widać, jak częstymi turystami są tam Rosjanie. Ale nie ma co ukrywać, rosyjskiemu blisko do polskiego, więc dogadasz się spokojnie nawet, gdy nie znasz angielskiego. Dodajmy, że miejscowi coraz lepiej przyswajają też kolejne słówka po polsku.