Właściciel kawiarni zawiódł się na "zetkach". Teraz ogłosił, jaki muszą spełnić warunek
Nie trzymając was dłużej w niepewności, chodzi o... "zdolność przychodzenia do pracy". Właśnie taki warunek pojawił się w ogłoszeniu o pracę w kawiarni ArcyBiszkopt na Mokotowie. Wydaje się, że to oczywista oczywistość, ale ludzkość potrafi zaskakiwać. Już kilka razy zawiódł się na młodych pracownikach.
"Zdolność przychodzenia do pracy". Niezwykły warunek pracodawcy z Warszawy
W rozmowie z "Wyborczą" opowiedział o pracownicy, która przez miesiąc przychodziła do lokalu na szkolenia. Pomimo tego, że de facto nie wykonywała pełnego zakresu obowiązków, dostawała normalną pensję (zapewnia, że płaci 28-30 zł za godzinę, co w gastronomii nie jest wcale najniższą stawką), co dla niektórych szefów wciąż jest nie do pomyślenia.
"W końcu, gdy dziewczyna była gotowa do rozpoczęcia pracy, pięć minut przed czasem przyszła na swoją zmianę. Ale przyszła tylko po to, by oświadczyć, że praca jej jednak nie pasuje. A nie pasuje, bo ma z domu za daleko. Jest daleko, więc dojazdy są męczące" – relacjonuje gazeta.
W zeszłe wakacje miał niemal ten sam problem. Szkolący się pracownik wyszedł odebrać telefon... i już nie wrócił. Potem, używając języka młodych, "zghostował" kawiarnię. – Po prostu sobie poszedł. Mieliśmy nawet problem, żeby się z nim skontaktować i zapłacić za pracę. Bo płacimy za szkolenie – zapewnił raz jeszcze właściciel, Lech Olszak.
Zauważył jeszcze jedną rzecz, która różni "zetki" (pokolenie Z urodzone w latach 1997–2010) od np. milenialsów i starszych generacji. Rzadziej wykazują się inicjatywą i robią tylko to, co im się powie. Np. boomerzy, gdy jest mniej klientów, "sami z siebie szukają sobie pracy, przygotowują coś na później, żeby ułatwić sobie zadanie".
Ponadto potrafią np. nie przyjść do pracy w piątek, bo mają juwenalia. – Gdy o tym informują, bardziej to ogłaszają, niż pytają. Choć to przecież kwestia do dogadania. Z zetkami jest jednak problem przy układaniu grafiku. Nie wiem, czy podobnie było 10, czy 20 lat temu z ówczesnymi młodymi. A może to jednak cecha charakterystyczna dla tego pokolenia – mówił Olczak.
Podobne doświadczenia z młodymi kandydatami miał też redaktor naczelny naTemat, Michał Mańkowski. W artykule opisał, jakie mają podejście do rozmowy rekrutacyjnej i ogólnie nowej pracy. Trudno zrozumieć niektóre zachowania, nawet wtedy, gdy nie jest się o wiele starszym. "Lubię historię jednego dnia rekrutacyjnego, gdy na sześć umówionych osób, cztery się spóźniły, z czego jeden chłopak aż trzy godziny, po czym wpadł w krótkich spodenkach i beztrosko spytał 'czy jeszcze można', piąta nie miała zielonego pojęcia, do jakiego serwisu aplikuje, a szósta nie pamiętała, z kim była umówiona" – wspominał.