Poszłam do restauracji w centrum Warszawy, a ludzie jak bydło. Do kelnera na ty: Macie mnie usadzić!
Ludzie w restauracji jak bydło – gdzie kultura?
Kelner? Dla nich to służący. Inni goście? Motłoch, który przeszkadza im zjeść. Płacą, więc wymagają, ale to nie znaczy, że za cenę zupy i drugiego dania posiedli czyjąś duszę!
Być może spojrzeliście na tytuł i pomyśleliście, że uważam "ludzi z Warszawy" za jakąś kastę, która jako jedyna jest kulturalna i obyta ze światem w przeciwieństwie do ludzi z mniejszych miast czy wsi. I dlatego dziwi mnie akurat ich zachowanie.
Absolutnie nie. Nie chodzi mi o pochodzenie, a o miejsce, które w stolicy jest tak powszechne, że każdy powinien już wiedzieć, jak się tam zachować, czyli restaurację.
Niektórzy jednak mimo dawno osiągniętej dorosłości, nadal nie przyswoili zasad podstawowej kultury. O co mi chodzi? O zachowanie ludzi czekających na stolik w pewnej znanej greckiej restauracji w centrum stolicy. A wszystko zaczęło się od najbardziej typowej warszawskiej sytuacji, czyli długiej kolejki świadczącej o jednej z dwóch rzeczy.
Albo lokal jest sprawdzony i dlatego oblegany albo przehajpowany, czyli tak reklamowany wszechobecnym zainteresowaniem, że ściągający w ten sposób nowych klientów, zupełnie bezpodstawnie. Ot błędne koło.
Ja postanowiłam w kolejce poczekać, bo wiedziałam, że akurat tutaj warto. Poza tym w dobrej restauracji może i trochę czeka się na stolik, ale potem szybkość obsługi i wydania dań właściwie ten czas rekompensuje. Kolejka ciągnęła się więc na chodnik przed restauracją i tak zaczęły się podchody.
Sytuacja numer 1 – "ślepi na kolejkę"
Pani wraz z Panem doskonale widzą, że kolejka ciągnie się kawałek przed restaurację. Dziarsko jednak mijają wszystkie czekające w kolejce osoby i idą prosto do budynku, zaczepiając kelnera. Myślałam, że po prostu mają rezerwację, a ich znajomi np. czekają na nich na górze.
Nic bardziej mylnego! Państwo zadają w tej perspektywie pytanie tak zasadne, jak obudzenie kogoś pytaniem "spałeś?". Pytają czy są wolne miejsca w restauracji...
Kelner niewzruszony – obawiam się, że nie tak absurdalne sytuacje widział – odpowiada, że jest kolejka. Państwo mówią, że jest duża, a oni chcieliby tylko "zjeść szybki obiad".
No niewiarygodne! Tak samo jak 15 osób czekających przed nimi. Nie pomogło ostentacyjne rozglądanie się po restauracji, prośby do kelnera, państwo naprawdę zdziwieni tym, ze nie ma dla nich miejsca, wyszli. Ale to jeszcze nic.
Sytuacja numer 2 – "macie mnie usadzić"
Wydawało mi się, że kelner/kelnerka jest po prostu pracownikiem usług, który nie służy nam, nie podlega, wykonuje jedynie swoją pracę za pieniądze i nic nie zwalnia nas z kultury osobistej wobec niego.
Okazuje się, że nie każdy ma takie zdanie. Jedna Pani w drogich okularach, której towarzyszyła dwójka koleżanek też zdawała się być szczerze zdziwiona kolejką do restauracji. No kto by się spodziewał kolejki w centrum Warszawy, w słoneczną sobotę po południu? Każdy.
Uznała jednak, że kelnerzy zapewne nie mają pojęcia o swojej pracy, a zajęcie miejsca w kolejce nie jest dla niej. Przepchała się więc do części restauracji na zewnątrz i przerwała kelnerowi, który właśnie niósł czyjeś danie. Trudno mi było uwierzyć w to, co zobaczyłam.
Pani weszła kelnerowi niosącemu tacę w drogę, odpuściła sobie "dzień dobry", zapomniała o "przepraszam", przez gardło nie przeszło jej nawet "Pan". Powiedziała: "czekałam już w kolejce, macie mnie usadzić". A ja pomyślałam ze śmiechem, że usadzić to można by panią w celi, jeśli za brak kultury karano by więzieniem.
Zero kultury, zero empatii, chamstwo na naprawdę wysokim poziomie. Kolejny ukłon w stronę pracowników gastronomii, że są w stanie znosić takie zachowania i pokazać, czym jest kultura.
Kelner Pani spokojnie wytłumaczył, że to że do niego podejdzie nic nie zmieni, bo przed nią czekają ludzie. Trudno powiedzieć, czy nie zauważyła ich zza drogich przeciwsłonecznych oprawek czy z zupełnie innego powodu...
Sytuacja numer 3 – "zajęcie przez zasiedzenie/zastanie"
Kolejna kobieta pomyślała, że kolejkę weźmie sposobem. Nie uderzyła do kelnera, a do gości. Jak jednak przekonać wygłodniałego, czekającego na zacienione miejsce człowieka, żeby wpuścił kogoś przed siebie? Pani uznała, że spróbuje inaczej i stanęła nad stolikiem na zewnątrz, przy którym już ktoś siedział.
Wyobrażacie to sobie? Stanęła nad parą, która delektowała się na dworze swoim posiłkiem, by przeszkodzić im we wszystkim. By tak zbrzydzić im ten miły moment obiadu, że szybciej wyjdą, a ona – ciach!
Wskoczy na ich miejsce. Tak zwane zajęcie przez zasiedzenie a raczej (za)stanie nad ludźmi. Nie traktujmy osób pracujących w usługach jak służących, a innych gości jak wrogów. Trochę kultury ułatwi życie nam wszystkim.