Dzieci sąsiadów hałasują i nie dają mi żyć o 6:30 w sobotę. Hit, co usłyszałem od "tatusia roku"
Dzieci sąsiadów hałasują na cały blok
Wybaczcie moją zgorzkniałość, ale nie po to nie mam własnych dzieci, żeby te cudze zatruwały mi życie. Mam prawo w moim mieszkaniu odpoczywać, jak chcę i kiedy chcę, a od kilku miesięcy czuję się, jakbym mieszkał w przedszkolu albo w ZOO.
Trójka dzieci nowych sąsiadów jest głośna jak stado biegających koni. Krzyki, tupot małych stópek i płacz jest na porządku dziennym. Puszczają mi nerwy i zastanawiam się, co zrobić z tym dalej.
Na początku myślałem, że akurat dzieci się bawią i to jednorazowa sytuacja. Potem każdego kolejnego dnia, gdy wracam z pracy, trójka tych "potworków" też wraca do domu ze szkoły i zaczyna się. Chociaż pracuję na zmiany, a także na nocki, to nie mogę we własnym domu przespać się kiedy chcę.
Muszę czekać do późnego wieczora i żyć według planu dzieci, bo inaczej mogę jedynie próbować ratować się zatyczkami do uszu. Ale to jeszcze nic, to co się dzieje w tygodniu, to jedno. W soboty gdy mam wolne i tak budzę się o 6:30, bo tak wstają "pociechy"! Długo zbierałem się na odwagę, by zwrócić rodzicom dzieci uwagę i wreszcie przyszedł ten moment i to dość przypadkowo.
Spotkałem akurat ojca dzieci, więc uznałem, że z facetem dogadam się przecież lepiej niż z ich matką. Myliłem się. Kiedy zwróciłem sąsiadowi uwagę, że ich dzieci z dzikim wrzaskiem biegają po mieszkaniu i to zarówno w ciągu dnia, jak i czasem po 22:00, zapytał mnie z pretensją, jakie ja niby widzę rozwiązanie?
Jak to jakie? Zacząłem tłumaczyć, że raz wstaję do pracy rano, raz po nocce muszę się wyspać w ciągu dnia, a przez jego dzieci nie mogę nawet odpocząć we własnym domu i powinien doprowadzić je do porządku. Hit, co usłyszałem. Tatuś roku powiedział mi, że "dzieci ich nie słuchają i co on w tej sytuacji ma zrobić?".
Dożyliśmy czasów, w których faceci boją się odezwać, dzieci rządzą rodzicami, a dorosły nie ma prawa zjeść i pójść spać, jeśli bombelek mu nie pozwoli – co najgorsze, nawet cudzy bombelek. Obcy ludzie nie są ani od wychowywania, ani od znoszenia waszych dzieci!
Rodzice tak się oburzają, gdy ktoś ingeruje w życie ich dzieci, ale bezdzietni mają akceptować to, że żyją pod dyktando cudzych pociech? Brakuje dzisiaj i dyscypliny wobec dzieci i kultury wobec dorosłych.