Proboszcz chce im zabrać dach nad głową. "Powiedział, że mamy się wyprowadzić do sutereny"
Właścicielem gruntów przy ul. Krańcowej jest parafia św. Jana Jerozolimskiego - wcześniej przez setki lat tereny należały do Zakonu Kawalerów Maltańskich. Jednak w latach 30. ubiegłego wieku parafia wydzierżawiła je dla najuboższych, a po wojnie komunistyczna władza stworzyła tam ogródki działkowe.
Mieszkańcy os. Maltańskiego są bezradni. "Kupiłam za duże pieniądze działkę, myśląc, że jestem bezpieczna"
Niektórzy poznaniacy mieszkają tam na stałe - od urodzenia. Teraz jednak wisi nad nimi groźba wyprowadzki. "Powiedziano nam, że albo podpiszemy umowę albo dostaniemy nakaz eksmisji" – mówi jedna z mieszkanek w rozmowie z "Głosem Wielkopolski". "Powiedział nam, że mamy się wyprowadzić do jakiejś sutereny" – dodaje inna kobieta.
Mieszkańcy os. Maltańskiego są wściekli, bo kiedy kupowali te działki, nie wiedzieli, że należą do kościoła. Płacili rachunki, podatek od nieruchomości, a nawet mogli się tam bezproblemu zameldować na stałe.
– To były kiedyś działki pracownicze, kiedy ja je kupowałam. Kupiłam za duże pieniądze działkę, myśląc, że jestem bezpieczna. Po paru latach się okazało, że to nagle należy na księdza. Później zmusił nad do popisania umów dzierżawy – przyznaje pani Iwona.
Na umowie o dzierżawę, którą podpisali mieszkańcy (choć oni twierdzą, że byli do tego "zmuszeni" przez księdza), jest data: 31 grudnia 2024 roku. Prawdopodobnie potem czeka ich już tylko przeprowadzka.
W latach 90. przed sądem ustalił, że "na 260 działek, które są własnością Kościoła, 22 działki są zajmowane bez umowy. 2 czy 3 działki miałby być to miejsca, gdzie faktycznie mieszkają ludzie".
Proboszcz jest nieugięty i chce sprzedać te tereny. Inwestorom, bo mieszkańców na to nie stać
– Od kilku lat szukamy inwestora, który najpierw wyprowadziłby ludzi z działek, wyłożył by na to pieniądze, a później zrealizował tam jakąś swoją inwestycję – przyznał portalowi ks. Paweł Deskur, proboszcz w parafii pw. św. Jana Jerozolimskiego za Murami.
Proboszcz twierdzi, że mieszkańcy mają się gdzie wynieść. – Do domku letniskowego w Puszczykowie, do córki, wnuczki czy przeprowadzić się do innego mieszkania. Zdaje sobie również sprawę z tego, że są i takie, które są bezradne, dlatego prowadzone są rozmowy z miastem – zapewnia.
Mieszkańcy wielokrotnie chcieli odkupić te działki od proboszcza, ale ten twierdzi, że nie stać ich na to, by zapłacić należną cenę. Atrakcyjna ziemia nad Wartą jest teraz "idealnym kąskiem", więc mieszkańcy nie byliby w stanie przelicytować deweloperów.