Naukowcy ostrzegają, że system wulkaniczny Laacher See jest zagrożeniem nie tylko dla Niemiec, ale i dla Polski czy Francji. Superwulkan jest położony 650 km od granicy, jednak przy jego potencjale, taka odległość to pestka. I powoli się wybudza. Jego badacze z drugiej strony podkreślają, że choć ryzyko jest realne, to systemy monitoringu mogłyby nas w porę ostrzec. Jednak po wybuchu życie w naszym kraju praktycznie by wyginęło.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ostatni wybuch wulkanu w górach Eifel miała miejsce około... 10 930 lat p.n.e. Trwał zaledwie kilka dni, ale pokryła obszar na terenie doliny Renu aż 7-metrową warstwą pyłów i pumeksu. Sam słup erupcyjny miał wysokość sięgającą nawet 30 kilometrów.
Po tym wszystkim stożek wulkanu zapadł się, a jego kaldera (czyli to zagłębienie), wypełniła się wodą, tworząc jezioro kalderowe (ma powierzchnię 3,3 km kw.). Wygląda więc niepozornie, ale pod spodem ciągle "pracuje". W styczniu 2012 odkryto duże ilości dwutlenku węgla wydobywające się z dna jeziora (tzw. mofeta).
Według badaczy taka aktywność świadczy o tym, że wulkan się wybudza. "Najnowsze badania wskazują, że pod kalderą zalega ogromna ilość magmy, która w każdej chwili może znaleźć ujście. Naukowcy szacują, że kolejna wielka erupcja Laacher See jest kwestią czasu" – informuje portal TwojaPogoda.pl.
Laacher See jest tylko 650 km od Polski. Wybuch niemieckiego superwulkanu spowodowałby globalne ochłodzenie
Oczywiście to zagrożenie jest podobne do tych wszystkich komet lecących w kierunku Ziemi. W każdym momencie może w nasz coś uderzyć (i pewnie w końcu tak się stanie), ale trudno to przewidzieć z dużym wyprzedzeniem. Tak samo jest tym superwulkanem. Kiedyś na pewno wybuchnie, ale nikt tak naprawdę nie wie kiedy (jeszcze).
Konsekwencje dla naszej części Europy byłyby katastrofalne. Wyrzucane do atmosfery pyły i popioły przysłoniłyby Słońce. Zamiast globalnego ocieplenia mielibyśmy wtedy... globalne ochłodzenie. Po prostu promienie słoneczne nie byłyby w stanie przebić się przez tę warstwę i można się domyślić, jakie by to niosło dalej skutki.
"Efektem byłoby globalne ochłodzenie klimatu trwające kilka lat. Średnie temperatury w Polsce mogłyby znacząco spaść o kilka stopni. Przesłonięte pyłem niebo, a następnie także i grunt, spowodowałyby wymarcie większości upraw rolnych. Całości dopełniłaby zbyt mała ilość słońca, która finalnie uniemożliwiłaby proces fotosyntezy roślin. Kwaśne deszcze niszczyłyby nie tylko sezonowe uprawy, ale i całe lasy" – czytamy w artykule.
Nie ma jednak powodów do paniki – uspokajają naukowcy. Ryzyko wybuchu Laacher See jest realne, ale systemy monitoringu i wczesnego ostrzegania pozwoliłyby na odpowiednią ewakuację zagrożonych terenów. Samego wulkanu jednak nie zapchamy wielkim korkiem, dlatego rządy państw i naukowcy powinny wspólnie usiąść i przygotować plan kryzysowy. Lepiej przecież dmuchać na zimne (wulkany).
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.