Pewna dziennikarka zdecydowała się wybrać do przyjmującej na Śląsku ginekolożki. Lekarkę wyróżniało to, że była również zakonnicą. Aleksandra Gruszczyńska postanowiła sprawdzić, jak będzie wyglądała wizyta u ginekolożki w habicie. Jednej rzeczy ginekolożka stanowczo odmawia. Na koniec badania wykonała też niecodzienny w tym miejscu gest.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Trzeba przyznać, że nie jest to codzienne połączenie profesji. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Kościół Katolicki współżycie przed ślubem i stosowanie antykoncepcji uznaje za grzechy.
Ginekolog tymczasem powinien być obiektywny, nieoceniający i skupić się na zdrowiu pacjentki, a nie moralizowaniu jej w kwestiach seksualności. Czy to możliwe, jeśli wybierzemy się do ginekolożki–zakonnicy? Sprawdzić to postanowiła dziennikarka TOK FM Aleksandra Gruszczyńska.
Siostra Bernardetta przyjmuje w jednej z klinik na Śląsku, pracuje także w szpitalu. Co ciekawe, ma bardzo dobre opinie wśród swoich pacjentek. Okazało się, że zakonnica podpisała klauzulę sumienia i w związku z nią nie przepisuje pacjentkom antykoncepcji w tym np. tabletek antykoncepcyjnych.
Każda kobieta powinna wiedzieć to przed wizytą, bo jest to jednak duże utrudnienie. Tego typu leki stosuje się nie tylko jako antykoncepcje, ale również przy leczeniu różnych dolegliwości np. niewielkich torbieli.
Dziennikarka zdawała sobie sprawę, z tego, że takiej pomocy więc w gabinecie ginekolożki-zakonnicy nie uzyska. Na wizytę udała się z podejrzeniem przedwczesnej menopauzy.
Zaskakujący gest zakonnicy
Jak przekazała dziennikarka, wizyta przebiegła w miłej i spokojnej atmosferze, a zakonnica nie zbagatelizowała jej podejrzeń – przeprowadziła dokładny wywiad i badanie.
Zakonnica miała przeprowadzić badanie bardzo delikatnie. Po badaniu dokładnie wyjaśniła swojej pacjentce, jak wygląda wczesna menopauza oraz poinformowała ją, że jej ten problem nie dotyczy.
– Kochanie, to nie jest na pewno menopauza. Nie wiem, czy cię to zmartwi, czy uraduje, ale pamiętaj, to nie my rządzimy światem, robi to za nas ktoś inny – powiedziała.
Według relacji dziennikarki wizyta trwała ponad godzinę, a lekarka skupiła się na jej problemie, nie bagatelizując żadnej z rzeczy, które pacjentkę niepokoiły. Można właściwie powiedzieć, że wizyta przebiegła zupełnie normalnie, a wręcz wzorowo (pomijając fakt klauzuli sumienia).
Do zaskakującego wydarzenia doszło dopiero pod sam koniec wizyty. "Już wychodziłam kiedy lekarka wstała zza biurka, podeszła do mnie i przytuliła. Na koniec postawiła mi na czole krzyżyk i poprosiła o to samo na swoim. Widząc moją lekko zszokowaną minę, powiedziała ze śmiechem: To jest, kochana, wymiana dobrej energii" – relacjonowała reporterka.
"Już wychodziłam kiedy lekarka wstała zza biurka, podeszła do mnie i przytuliła. Na koniec postawiła mi na czole krzyżyk i poprosiła o to samo na swoim. Widząc moją lekko zszokowaną minę, powiedziała ze śmiechem: To jest, kochana, wymiana dobrej energii" – przekazała dziennikarka TOK fm.
A jak sama pacjentka oceniła tę wizytę? Reporterka przyznała, że chociaż nie można u ginekolożki-zakonnicy otrzymać np. recepty na antykoncepcję, zalicza wizytę do udanych, a samą siostrę oceniła, jako "ciepłą i wnikliwą" lekarkę.
"Nie dziwią mnie więc dobre opinie w internecie, bo siostra Milej jest po prostu bardzo ciepłą osobą, która potrafi przekonać do siebie nawet tych nieprzekonanych, do których i ja należę" – stwierdziła.