Na wakacje jedziemy głównie po to, żeby odpocząć od codziennego, stresującego rytmu życia i po prostu się zrelaksować. Co, jednak gdy okazuje się, że to na wakacjach czekają nas największe wyzwania? Wpadki, cringe, zażenowanie. Po prostu jeden wielki wstyd. Poprosiliśmy Was o opisanie najgorszej historii z waszych wyjazdów. Szczerze? Przeszły one nasze najśmielsze oczekiwania.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Czemu wakacyjne wyjazdy tak często się nie udają? – zapytała moja koleżanka po naszym wiosennym weekendzie w Gdańsku. A że w Polsce pogoda rzadko rozpieszcza, było w czasie niego zimno i wietrznie.
Zaczęłam się nad tym zastanawiać i doszłam do wniosku, że nasz wyjazd był całkiem miły. Po prostu pogoda nie dopisała, czego można się było spodziewać.
Problemem nie był sam wyjazd, a presja, którą wywieramy na każdym wyjeździe, by był idealny. A im bardziej się staramy i im bardziej próbujemy na naszych partnerach, przyjaciołach i rodzinie wymóc by było po naszej myśli, tym większe prawdopodobieństwo, że o coś się pokłócimy, ktoś coś zgubi, o czymś zapomni, a wakacje zamienią się w katastrofę.
A niczego nie boimy się tak jak "narobienia sobie wstydu". A to na wakacjach zdarza się o wiele częściej, niż myślicie. Oto kilka anonimowych (no, nic dziwnego!) historii, które udowadniają, że ze wstydliwej opresji uratować nas może tylko dystans do siebie.
Hotelowa wibracja wstydu
Kiedyś zostawiłam wibrator w szufladzie szafki nocnej i zorientowałam się, gdy już wymeldowałam się z hotelu. Następnego dnia wróciłam więc, aby sprawdzić, czy mogę go dostać, i poszłam do recepcji, mówiąc:
"Zostawiłam coś w szufladzie, czy może znaleźli coś Państwo, a właściwie to czy mogłabym tam iść sama i poszukać?". Pani na recepcji była wyraźnie rozbawiona i powiedziała: "Aaa! To musi być to!" Sięgnęła pod biurko i podała mi wibrator w plastikowej torbie. Wiecie, takiej przezroczystej, jakby nie mogła go już zakryć. Co za wstyd.
Używana bielizna w luksusie
Do dziś, gdy tylko przypomnę sobie tę historię, czuję ciarki żenady na moim ciele. Wszystko zaczęło się od tego, że w pewne wakacje zatrzymaliśmy się w naprawdę luksusowym hotelu, w którym mieliśmy przypisaną taką prywatną obsługę do pokoju – ten sam zespół na cały wyjazd. Wiedziałam, że normalnie obsługa hotelowa sprząta pokoje, ale nie spodziewałam się tego, co zrobi ta.
Gdy tylko dotarliśmy do hotelowego pokoju, byliśmy tak podekscytowani możliwością zwiedzania nowego miejsca, że rzuciliśmy bagaże na ziemię i pobiegliśmy na miasto. Gdy wróciliśmy, okazało się, że nasz ekskluzywny serwis obejmował również rozpakowanie naszych walizek.
Nasze kosmetyki i rzeczy toaletowe były w łazience, buty ustawione pod linijkę w szafie, ubrania poukładane w kostkę lub powieszone na wieszakach. Super, co? Ale teraz najgorsze.
Pani sprzątająca wyjęła z walizki również moją bieliznę. A mieliśmy wykupiony apartament dla pary. Dlatego położyła ją na tzw. "małżeńskim łożu" i wokół niej rozsypała płatki róż na kształt serca, obok położyła szampana, czekoladki i truskawki.
I teraz najgorsze – piszę to, kuląc się ze wstydu – nie bez powodu miałam w bagażu kilka torebeczek z bielizną. Pani wybrała po prostu jedną z nich. Była to bielizna... brudna! Już przeze mnie używana, bo podróżowaliśmy już od kilku dni. Obsługa hotelowa sięgnęła po torebkę, w której trzymałam używane już majtki i skarpetki. Musiała to widzieć sprzątaczka, zobaczył to mój partner. Byłam sparaliżowana ze wstydu.
Hiszpański romans aż mdli
Na wakacjach w Hiszpanii poszedłem z koleżanką do nocnego klubu, gdzie miałem nadzieję wyrwać jakiegoś Hiszpana, ona zresztą też. Ale, że facetowi trudniej znaleźć drugiego faceta, wspomagałem się aplikacją dla gejów. Znalazłem tam więc faceta, z którym dobrze nam się gadało – pisaliśmy po angielsku, w końcu hiszpańskiego nie znałem. Co ważne dla tej historii – ja na apce miałem tylko zdjęcie, on zdjęcie i opis po angielsku i po hiszpańsku.
W klubie tańczyliśmy, piliśmy, piliśmy za dużo, a mój amant także palił. Wypiłem już zdecydowanie za dużo. Wreszcie napięcie zaprowadziło nas do toalety, gdzie zaczęliśmy się całować, a mnie od jakiegoś czasu mdliło od alkoholu. Sam nie palę i gdy on pocałował mnie tak, że poczułem odór tytoniu, nie wytrzymałem. Wybiegłem do kabiny (na szczęście blisko) i zwymiotowałem.
Ale to nie koniec! Ze wstydem pobiegłem do koleżanki, która stała przy barze i zacząłem po polsku tłumaczyć jej, że wychodzimy, że było z nim tak obrzydliwie, że zwymiotowałem. Nie zdążyłem dodać, że to przez papierosy. Facet stał za mną i... okazało się, że jest Polakiem! Opis na aplikacji miał po hiszpańsku, bo go znał, ja nie chwaliłem się polskim pochodzeniem, bo szukałem obcokrajowca. Trafił Polak na Polaka. Facet się obraził, a ja wstydziłem do niego odezwać. Nigdy więcej się nie spotkaliśmy.
Biały proszek... obuwniczy
Zatrzymałam się w hotelu w innym mieście w ramach firmowego wyjazdu. Miałam ze sobą białe buty adidasy, które oczywiście pobrudziłam. Nie miałam czasu, żeby szukać produktów do butów, ale przeczytałam w internecie, że wystarczy je wytrzeć sodą oczyszczoną. Poszłam do sklepu spożywczego, kupiłam, co miałam i szybko wyczyściłam buty, ale część sody została na stole i nie wycierałam jej przed wyjściem.
Okazało się, że w czasie mojego wyjścia było sprzątanie pokojów i pani posprząta wszystko... poza stołem. Zostawiła na niej proszek i położyła tam słomkę. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie wiem, czy to był jej żart, czy tak dbają o klientów, nie odważyłam się zapytać. Pomyliła ze sobą białe proszki.
Obrzydliwy lot
Bardzo nie lubię latać. Nie lubię to zresztą za mało powiedziane. Zawsze jestem chory na pokładzie samolotu, walczę ze sobą, żeby nie zwymiotować. Tym razem lot trwał 5 godzin i szło mi dobrze. Ćwiczyłem techniki oddechowe, tak jak pokazała mi terapeutka. Do momentu turbulencji, gdzie złapałem już za torbę, którą miałem pod ręką.
Nie wytrzymałem, zwymiotowałem, ale to nie zatrzymało przecież turbulencji. Zacząłem mieć mroczki przed oczami i ręce mi się trzęsły tak, że upuściłem torbę, a zawartość wyleciała na podłogę. Nie wyobrażam sobie, jak obrzydliwe było to dla obcych ludzi, gdy sam kuliłem się ze wstydu i słabości.
Groza cenowa
Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Do dziś jak przypomnę sobie o tym w ciągu dnia, to czuję się po prostu gorzej. Wybraliśmy się na budżetowe wakacje w czasach studenckich. Było to we Włoszech, gdzie nocowaliśmy w tanich motelach, więc to, co mieliśmy do wydania, wydawaliśmy głównie na jedzenie.
Moja dziewczyna chciała odwiedzić jakiś drogi butik, by tylko "pooglądać". Wiedziała, że to nie są ubrania w jej zasięgu. Przymierzała bardzo ładną obcisłą sukienkę i spojrzała na cenę – musiała się nieźle nagimnastykować, by to zrobić. Dlatego być może nie spojrzała uważnie. Sukienka była piękna, a z jej wyliczeń wynikało, że nawet po przeliczeniu na złotówki – jest nią na to stać. Kosztem zapewne zrezygnowania z wielu zakupów potem – ale młodość rządzi się swoimi prawami.
Skończyło się tak, że moja ukochana musiała sukienkę z siebie zdjąć, zapakować do drogiego pudełka i czerwona wyjść ze sklepu. Otóż sukienka spodobała się jej tak bardzo, że postanowiła iść ją skasować w niej, żeby wyjść ze sklepu w nowym zakupie. Gdy pan powiedział jej cenę w euro – zamurowało ją. Nie chodziło o to, że przeliczyła ją źle na złotówki. Nie zobaczyła jednego zera na metce! Ta sukienka kosztowała ponad tysiąc euro.
To jednak nie było najgorsze. Zaczęła się tłumaczyć panu w drogim garniturze, a ten odpowiedział jej coś w stylu "to jest drogi porządny sklep, czego się spodziewałaś?". Wyszliśmy najszybciej, jak się da i nie mieliśmy nawet humoru, by się z tego śmiać. To było przykre i żenujące.
Zainteresował Cię nasz artykuł, chcesz podzielić się swoimi przemyśleniami lub podobną sytuacją? Jesteśmy ciekawi twojej opinii i czekamy na listy do redakcji! Napisz do nas na: agnieszka.miastowska@natemat.pl. Możemy opublikować twoją historię.