Prezydent zapewnił, że nie podpisze ustawy o tabletce "dzień po", bo ta "jest niebezpieczna dla dzieci". Duda wydaje się przejęty faktem, że taka dawka hormonów może dziewczynce zaszkodzić. Jakby zupełnie zapominając o fakcie, że drugą opcją na tej wadze jest niechciana ciąża. Chwila – a więc ta dla dziewczynki jest bezpieczniejsza? Kuriozalną narrację powtarzają też inni prawicowi politycy – dziewczynki według was nie mogą kupować antykoncepcji awaryjnej, ale są wystarczająco dorosłe, by być matkami!? To chore.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Panie prezydencie – "tabletka po" jest niebezpieczna dla dzieci, ale ciąża dziecka jest ok?
Andrzej Duda we wtorek 12 marca potwierdził po raz kolejny, że nie podpisze ustawy nowelizacji prawa farmaceutycznego, która wprowadza tzw. pigułkę dzień "po" bez recepty.
– [...] Ustawy, która wprowadza niezdrowe, chore i niebezpieczne dla dzieci zasady, nie podpiszę – podkreślił. Andrzej Duda stwierdził, że tabletka "dzień po" dostępna bez recepty dla osób niepełnoletnich jest "daleko idącą przesadą".
I w tej całej "troskliwej" dyskusji o zdrowiu dziewczynek, podkreślaniu, że odgórnie należy pilnować, by nie zrobiły sobie krzywdy, politycy prawicy zdają się zapominać o jednej kluczowej sprawie.
Czytaj także:
Z jednej strony na szali leży przyjęcie tabletki (która oczywiście jak każdy lek może mieć skutki uboczne), a na drugiej bycie w niechcianej ciąży, 9 trudnych miesięcy i poród. Dla dziewczynki, która nie jest w pełni rozwinięta ani fizycznie, ani psychicznie.
Z jakiegoś powodu osoba, którą mają za zupełnie niesamodzielne dziecko, gdy mowa o zażywaniu tabletki, nagle staje się wystarczająco odpowiedzialna, by wejść w rolę matki dla małego, nowego człowieka. Powiedzieć, że to pomieszanie porządków, to nic nie powiedzieć.
Prezydent stwierdził również, że nie ma nic przeciwko temu, aby w razie konieczności "dziewczynka taką pigułkę zażyła, ale niech to będzie decyzja rodzica". Przypomnijmy, że wiek zgody w Polsce wynosi 15 lat i od tego momentu można legalnie uprawiać seks, można również zażywać antykoncepcję.
Jednocześnie, żeby podjąć decyzję o tym, czy chce się być w ciąży, należy zapytać się własnej mamy?! Wyobrażam sobie, że zgodnie ze stanowiskiem Andrzeja Dudy czy Sławomira Mentzena 15-latka podejrzewająca u siebie ciążę powinna zapytać mamę, czy może przyjąć tabletkę awaryjną i jeśli usłyszy odpowiedź negatywną, po prostu leku nie kupić i... zostać matką, tak?
Dziecko nie jest więc na tyle odpowiedzialne, by decydować o swoim zdrowiu, ale wystarczająco dorosłe, by zostać rodzicem, jeśli jego własny rodzic tak zdecyduje? To kuriozalne.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
15-latki są gotowe na seks, ale nie są też gotowe na macierzyństwo
Nie trzeba być lekarzem, by wiedzieć, że wahania hormonalne, które mogą pojawić się w organizmie po zażyciu tabletki, są niczym w porównaniu do wahań hormonalnych, które będą pojawiać się przez 9 miesięcy w ciele osoby, która nie ma w pełni rozwiniętego ani ciała, ani umysłu.
Nie mówiąc o tym, że ciąża to nie choroba – ale jej objawy mogą przerosnąć każdą chorobę.
Nie mówiąc o tym, ze poród to nic nienaturalnego – ale grozić może nawet zdrowiu i życiu dorosłej, przebadanej, psychicznie i fizycznie gotowej na dziecko kobiecie.
I nie, wcale nie uważam, że 15-latki są gotowe na rozpoczęcie życia seksualnego. Ale uważam, że będą to robić, szczególnie w perspektywie zerowej edukacji seksualnej w Polsce.
Będą zdarzały im się sytuacje awaryjne, tym bardziej, ze dostęp do antykoncepcji nie jest powszechny. I na koniec uważam, że brak odpowiedzialności w seksie nie jest wystarczającym powodem, by zostać matką.
Nie wierzę w waszą troskę o dziewczynki politycy.
I chociaż "tabletka po" to nie tabletka poronna, a jedynie środek, który może uniemożliwić zapłodnienie, to odebranie decyzyjności w kwestii jej przyjęcia jest ingerencją w prawo do stanowienia o sobie. A takie chyba przyszłe matki powinny mieć, prawda panie prezydencie?