Z wakacji przywozimy wspomnienia, zdjęcia, magnesy, ale czasem i niechciane pamiątki. Pewien mieszkaniec Gdyni przy rozpakowywaniu walizki znalazł jadowitą skolopendrę. Niepostrzeżenia wpełzła do bagaży i zabrała się z nim na gapę z Zanzibaru do Polski.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Strażnicy z Gdyni odebrali nietypowy telefon 6 grudnia. Zadzwonił do nich mężczyzna, który właśnie wrócił z wczasów na Zanzibarze. Odkrył, że w jego walizce zadomowiła się skolopendra - przerażający i niebezpieczny stawonóg, przy którym nawet kleszcz wydaje się sympatyczny.
– Podczas rozpakowywania bielizny zobaczył ukryte w niej egzotyczne zwierzę – relacjonował portalowi gdynia.plLeonard Wawrzyniak, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Gdyni. – Mężczyzna schwytał je, sprawdził w Internecie, co to takiego i zadzwonił do nas – mówił Wawrzyniak. Na miejsce przyjechał Ekopatrol i zabrał ok. 10-centymetrowego "zwierzaczka".
Skolopendra w bagażu mieszkańca Gdyni. To jadowite i agresywne zwierzę
Skolopendrajest gatunkiem południowoamerykańskiego wija, który żyje w klimatach (sub)tropikalnych. Stąd jej obecność na Zanzibarze nie jest niczym niezwykłym (w przeciwieństwie do pojawienia się jej w Polsce).
"Osiąga nawet do 35 cm długości. Jej odwłok składa się z wielu segmentów, ma też wiele par nóg. Wygląda jak ucieleśnienie koszmarów, jest agresywna i jadowita. Jad zabija małe zwierzęta, natomiast u człowieka wywołuje ból, obrzęk, pieczenie, gorączkę, czasem miejscową martwicę. Skolopendry nie powinno brać się do ręki" – podaje portal gdynia.pl.
Fundacja Anakonda, do której trafił egzotyczny pasażer, powiadomiła, że zachował się w bardzo dobrym stanie i był bardzo głodny - już na wstępie zjadł kilka świerszczy. Na razie nie wiadomo, jaki dalszy los go czeka.
Jaki morał z tej historii? Przed wyjazdem z tropików dobrze sprawdźmy nasze bagaże, by zobaczyć, czy coś do nich nie wpełzło, a po spakowaniu się - nie otwierajmy go już bez potrzeby.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.