Rolnik unika spłaty prawie miliona długu w sprytny sposób. Założył kościół i został misjonarzem
"Jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie" – ta zasada idealnie pasuje do historii, którą poznaliśmy w programie Polsatu "Państwo w Państwie". Pomysł "misjonarza Rafała" jest równie absurdalny i bezczelny, co genialny, bo na razie skutecznie korzysta z luki prawnej.
Wszystko zaczęło się normalnie. Dług pani Hanny był początkowo spłacany w ratach, ale po paru miesiącach sąsiad przestał oddawać pieniądze. Kobieta przypominała się i chciała to załatwić polubownie. W końcu poszła ze sprawą na prokuraturę, ale komornicy napotkali na totalnie niespodziewaną przeszkodę.
"Misjonarz Rafał" założył Kościół Naturalny. Nawet jego traktor i krowa są święte
Okazało się, że niecałe trzy lata temu jej sąsiad zarejestrował swoje gospodarstwo w Gdańsku jako miejsce kultu religijnego (jest w oficjalnym spisie). Nazwał je Kościołem Naturalnym (ma nawet stronę i profil na Fejsie), a on sam każe się tytułować "misjonarzem". Jednak o swojej misji nie może mówić.
Mało tego: wszystkie nieruchomości i ruchomości na posesji są... konsekrowane. Tak więc nawet traktor czy krowa są święte, bo są obiektem kultu religijnego.
"Co więcej, dochody ze sprzedaży mleka, jaką prowadzi Rafał C. w swoim gospodarstwie rolnym, również są przeznaczone na realizację celów religijnych" – czytamy na stronie programu.
– W miejscu tego kościoła wykonaliśmy bardzo dużo czynności i mogę powiedzieć ze stanowczością, że nie ma tam nic wspólnego z kościołem – powiedział dziennikarzom Tomasz Frydrychowicz, prywatny detektyw, który na własną rękę prowadzi śledztwo.
To zresztą widać na nagraniach z Kościołach Naturalnego: gospodarstwo w ogóle nie przypomina miejsca religijnego. Ot, zwykła, lekko zaniedbana działka, ale za to na bramie wisi tabliczka z napisem "teren autonomiczny" oraz że jest to "obiekt sakramentalny w całości wyłączony z odwiedzin".
Prokuratury i komornicy są bezradni. Prawo jasno mówi, że nie można zarekwirować przedmiotów kultu religijnego
To jednak rodzi kolejne pytanie: co czyni dane miejsce obiektem sakralnym? Musi być zawsze świątynia, obrazy czy posągi? I kolejne: czy pan Rafał celowo unika odpowiedzialności, czy naprawdę doznał oświecenia i założył swoją religię? Jak bowiem udowodnić, że ściemnia?
To jedne z wielu problemów, przed którym stanęła pani Hanna i wymiar sprawiedliwości (stąd "metoda na kościół" staje się coraz bardziej popularna). Pomimo tego, że prokuratura zleciła komornikowi sądowemu egzekucję majątku "misjonarza Rafała", to upoważnienie nie ma mocy prawnej w tej sytuacji.
Z prostego powodu: nie można przejąć i zlicytować obiektów kultu religijnego. Dotyczy to nie tylko kościołów (choć ich też się nie da przejąć). Konkretnie jest to opisane w art. 829 kodeksu postępowania cywilnego. Czytamy tam, że egzekucji sądowej nie podlegają "przedmioty służące do wykonywania praktyk religijnych". Jest to tak ogólne, że można pod to podpiąć wszystko.
Jak na razie sprawa dalej jest w toku i chyba tylko prawdziwy cud (lub doprecyzowanie przepisów) może pomóc kobiecie odzyskać swoje pieniądze.