Przechytrzył złodzieja, ukrywając nadajnik GPS. Policja zachowała się tak, że ręce opadają
Wspomniany lokalizator to AirTag – popularne urządzenie, które pozwala pokazać na telefonie, gdzie znajduje się przypięta do niego rzecz np. bagaż. Okazuje się, że może być też użyte do łapania złodziei, ale co z tego, skoro niektórym i tak pewne rzeczy ujdą na sucho.
Właściciel szrotu na własną rękę znalazł złodzieja. Ukrył lokalizator w części od samochodu
Historię pana Piotra opisał portal "Espresso". Przedsiębiorca ukrył lokalizator pod tapicerką klapy od BMW, która jest gratką na rynku wtórnym (wyceniona wartość to 800 zł). Użył tego jak przynęty na złodzieja. Po kilku dniach ktoś zniszczył kłódkę do magazynu i zabrał klapę oraz głowicę silnika od Audi (500 zł).
– Skradziona została między innymi klapa do klasycznego BMW, których jest już mało. Złodziej doskonale wiedział, co kradnie. Domyślałem się, że może się on pokusić na tę część, dlatego też to właśnie tam zamontowałem nadajnik – ujawnił mężczyzna.
Sprawdził w apce, gdzie znajduje się lokalizator, a wraz z nim podwędzone przedmioty. "Wskazywał on duży, zadbany dom z nienagannie przystrzyżonym trawnikiem należący do rodziny emerytowanego wojskowego. Właściciel posesji zapewniał, że o niczym nie wie" – czytamy w artykule.
Właściciel posesji zadzwonił do zięcia, który też o niczym nie wiedział. Nie chciał jednak wpuścić pana Piotra na swój teren. Zrobił to dopiero po groźbie zadzwonienia na policję. Na miejscu odkrył, że faktycznie jest tam skradziona klapa. Była schowana wśród innych części samochodowych za domem.
Policjanci nic nie zrobili. Czy to przez to, że właścicielem posesji z "dziuplą" jest były wojskowy?
Został przegoniony z terenu posesji. Z rozmów z sąsiadami dowiedział się, że zięć prowadzi tam "dziuplę" samochodową, ale ma "plecy", bo właściciel posesji jest byłym wojskowym. W końcu przyjechała policja. Zięć wyjaśnił, że... klapę znalazł przypadkowo w przydrożnym rowie.
– Tłumaczenie było całkiem zabawne. Zięć właściciela posesji twierdził, że widział kogoś, kto szedł pieszo ze skradzioną klapą i nagle ją porzucił. Absurd. Kiedy pokazałem wszystkim zgromadzonym schowany lokalizator, wyglądali na mocno zaskoczonych – opowiadał pan Piotr.
Mimo tego że komisariat policji z Zielonej Góry miał wszystko podane na tacy, a wartość skradzionych rzeczy wynosiła 1300 zł, to "postanowił umorzyć dochodzenie z uwagi na niewykrycie sprawcy przestępstwa".
Umorzenie przyklepała potem zielonogórska prokuratura rejonowa. Redakcja portalu napisała, że wysłała pytania w tej sprawie. Zadzwoniłem na policję w Zielonej Górze i rzeczywiście dostała mail od tejże redakcji. Rzeczniczka jednak nie udzieliła mi komentarza, bo to już leży w gestii prokuratury.
Przesłałem tam również mail z prośbą o wyjaśnienie decyzji o umorzeniu. Nie stanie się jednak prędzej niż w przyszłym tygodniu, bo zarówno rzecznik, jak i jego zastępca jest teraz na wyjazdach służbowych. Kiedy otrzymam odpowiedź, zamieszczę ją tutaj.