Przyłapali Kołodziejczaka na łamaniu prawa, ale uwagę przykuły jego buty. Kosztują fortunę
To był naprawdę intensywny piątkowy wieczór w Warszawie. "Fakt" opisał, że poseł Koalicji Obywatelskiej miał przejechać na czerwonym świetle, używać telefonu w czasie jazdy, zaparkować na wyłączonym pasie ruchu, a następnie wjechać częściowo na trawnik.
Dziennik podliczył, że za te wszystkie przewinienia powinien dostać 1100 zł mandatu i 27 punktów karnych, czyli teoretycznie mógłby stracić prawko. Nie został jednak przyłapany przez policję, ale dziennikarzy.
Michał Kołodziejczak mówił reporterowi, że nie pamiętał, gdzie się tak śpieszył, ale z relacji "Faktu" wychodzi na to, że po prostu jechał w nieprzepisowy sposób do spożywczaka po witaminy do picia.
Michał Kołodziejczak łamał przepisy Lexusem w absurdalnie drogich butach. Internauci: "co trzeba mieć w głowie, żeby kupić buty warte (?) 17 tysięcy?!"
Skandal podsyciły też ekstremalnie drogie buty posła. Miał na sobie model Off-White x Nike Air VaporMax The Ten. To prawdziwy "Złoty Graal" wśród kolekcjonerów (i lanserów). Na premierę kosztowały tysiąc złotych, ale to limitowana kolekcja, więc teraz można je kupić z drugiej ręki za kilka lub nawet kilkanaście tysięcy złotych (w jednym sklepie internetowym są nawet za 31 tysięcy!).
To wyjątkowe buty. Dziś nie są takie łatwe do zdobycia. Ja zawsze zwracałem uwagę na obuwie. Kiedy się dużo pracuje, każdy chce też mieć trochę radości z tego, co robi. Ale to nie jest kluczowa moja radość, acz buty faktycznie są okej .
Nie wiadomo, czy kupił je w dniu premiery - wtedy musiałby jednak odczekać swoje w kolejce i ustawić się do niej o wiele wcześniej, bo takie unikaty to też gratka dla osób, które kupują je hurtowo, by potem sprzedać drożej.
Na pewno jednak wiemy, że przykłada uwagę do obuwia, bo to już kolejny raz, kiedy dał się poznać od tej strony. Na marcowej konferencji miał eleganckie mokasyny marki Gucci za ok. 3400 zł. Możliwe, że to były tylko podróbki, ale po tej ostatniej akcji w stolicy trudno uwierzyć, by tak modny poseł tak się zniżył.
Do tego pochwalił się dziennikarzom "Faktu", że ma też czapkę z daszkiem od Balenciagi - to kolejna znana marka słynąca z szalonych projektów (np. toreb wyglądających jak worki na śmieci) i wysokich cen. – Wszystko kupowane okazjonalnie – uciął dyskusję wiceminister, ale zapewnił też, że nie szasta aż tak bardzo pieniędzmi, bo jedne buty nosi przez kilka sezonów.